Weszłam do dużego
pomieszczenia, gdzie znajdowało się ogromne biurko, pełno szafek oraz
troszeczkę zieleniny, która dodawała temu pokojowi uroku. Zobaczyłam tam
zdenerwowanego i skupionego blondyna.
- Ekhm, przepraszam -
powiedziałam - jestem Amelia Brooks, pani dyrektor mnie tu wezwała. Powiedziała,
że mam znaleźć em... Nataniela?
- Dokładnie, to ja -
uśmiechnął się do mnie - pewnie mam sprawdzić, czy jest twoja teczka z
dokumentami?
- Czytasz mi w
myślach.
- No to chwileczkę
poczekaj. Najlepiej usiądź sobie na jednym z krzeseł.
Przyjęłam propozycję
złotowłosego i usiadłam spokojnie na krześle. Czekałam może jakieś piętnaście,
dwadzieścia minut. Szczerze mówiąc mi się nigdzie nie śpieszyło, więc nie
miałam jakiegoś problemu. Czekając na swoją teczkę patrzyłam ciągle na
Nataniela, próbując rozgrzyźć jego zdenerwowanie. Niestety nie mając zielonego
pojęcia o czym może myśleć musiałam poważnie główkować. Może jakaś trudna
sprawa z uczniem? Może problemy miłosne? Może no nie wiem, problemy w domu? W
pewnej chwili pomyślałam, że nie powinnam mieszać się w jego życie, bo jeszcze
mogę mieć jakieś problemy. W końcu to jest główny gospodarz. Po tej burzy mózgu
złotowłosy skończył szukać moich dokumentów.
- O! Tutaj jest -
popatrzył na mnie i uśmiechnął się - już myślałem, że gdzieś się zapodziała.
Zostało Ci jedynie zrobić zdjęcie, podpisać to i dać do podpisu twojemu
opiekunowi prawnemu. Możesz mi to przynieść jutro.
- Jasne, jak słońce.
- To wszystko - w tej
chwili zauważyłam, że ciągle się na mnie patrzy. Zażenowana niezręczną sytuacją
spuściłam głowę. - Z tego co widzę, masz teraz lekcję w sali biologicznej.
- Okej, dziękuje -
uśmiechnęłam się - do zobaczenia.
Wyszłam z pokoju
gospodarzy i skierowałam się do sali biologicznej. Myślałam ciągle o Natanielu.
"Dlaczego on tak się zarumienił?", "Dlaczego ciągle patrzył mi w
oczy?" i wiele innych pytań krzątało mi się po głowie.
- Trudny orzech do
zgryzienia - powiedziałam sama do siebie.
W tej chwili poczułam
jak ktoś mnie chwyta za ramię.
- Hej! Kastiel, co ty
tu robisz? - zapytałam się czerwonowłosemu - Powinieneś być na lekcjach.
- Ta, ta mówisz jak
moja mama - warknął - Jaką masz teraz lekcję?
- Biologie, czem...
- Jeśli tak, to
idziesz ze mną. Mamy jakieś zastępstwo, same nudy.
- Wiesz, nie
powinnam. Moja mama mówi, że nie powinnam chodzić z nieznajomymi -
odpowiedziałam z sarkazmem.
- Taka mała, a taka
pyskata.
- Hej! Nie jestem
mała!
Uśmiechnął się
szyderczo, wziął mnie za rękę i gdzieś prowadził. Wchodziliśmy na górę. Wtedy
zdałam sobie sprawę, że jest więcej niż trzy piętra w budynku tylko pięć.
Weszliśmy na samą górę, gdzie znajdował się dach.
- Jesteśmy na..
dachu? - zapytałam.
- Błyskotliwa to ty
nie jesteś.
Postanowiłam, że oddam
się chwili. Patrzyłam na panoramę miasta i zachwycałam się. Nie mogłam oderwać
wzroku od tego pięknego miasta. Było jeszcze wcześnie, więc mogłam podziwiać
atuty spokojnego ranka. Ustałam na samym progu budynku i wdychałam świeże
powietrze.
- Ej! Co ty robisz? -
krzyknął Kastiel - nie chcę odpowiadać za pomoc w samobójstwie.
- Co ty tak się o
mnie martwisz? Patrzyłam tylko na miasto - zaczęłam się śmiać.
- To nie było
śmieszne! - mruknął z troską - Mogło coś Ci się stać. Teraz chodźmy bo w
okolicy kręcą się nieciekawe typki.
- Jeden właśnie mnie
porwał na dach - uśmiechnęłam się - i przy okazji uratował mnie od
"śmierci".
Zaczęliśmy się
wspólnie śmiać, a potem Kastiel zaczął opowiadać mi jak to miejsce jest
wspaniałe. Słuchałam go z uwagą, co chyba go uszczęśliwiło. Nie byłam pewna, bo
zauważyłam, że często robi takie miny, więc nie mam pojęcia czy on uśmiecha się
szczerze, zadziornie, złośliwie czy szyderczo.
- Wiesz, chyba
polubisz mojego przyjaciela - powiedział - on też ma tą przypadłość genetyczną,
jeśli chodzi o oczy.
- Hmm, ciekawe -
szepnęłam - Przynajmniej nie jestem jedyna.
Resztę drogi na
dziedziniec, spędziliśmy w ciszy. Usiedliśmy na ławce, przymknęłam oczy i
zaczęłam nucić sobie coś pod nosem.
- Zobacz, ktoś musi
mieć fajny motor - wskazał palcem na MÓJ motor.
- Na prawdę Ci się
podoba? - zapytałam ze zdziwieniem na twarzy - To fajnie, kiedyś pozwolę Ci się
przejechać.
- Jak to TY? To jest
twój motor?
- No tak, czemu nie
miałby być mój?
Wtedy zaczął mi
opowiadać historię, gdy on miał motor. Podał markę, kolor, z którego roku jest
i inne nie potrzebne mi do życia szczegóły. Wtedy zauważyłam, że ukradkiem mi
się przygląda. Oczywiście ze swoim uśmieszkiem. Postanowiłam mu nie przerywać i
dalej myśleć o wszystkim i o niczym. Gdy usłyszałam dzwonek zerwałam się z
ławki, budząc przy tym Kastiela. Weszłam do szkoły i ruszyłam w stronę mojej
szafki. Gdy już włożyłam wszystko co potrzebne usłyszałam moje imię.
- MIA! MIA! -
krzyknęła Roza - Co się z tobą działo?
- Jeden psychopata
porwał mnie na dach, a potem wspólnie rozmawialiśmy - powiedziałam rozbawiona.
- Jaki psychopata?
Kastiel?
- Czytasz mi w
myślach czy po prostu znasz go bardzo dobrze?
- Znam go, więc taka
rada od przyjaciółki uważaj na niego.
- Dlaczego?
- Dowiesz się w
odpowiednim czasie - puściła mi oko.
Kolejna lekcja minęła
wolno, ponieważ to co robili na matematyce już dawno przerabiałam. Patrzyłam
się w okno i podziwiałam krajobraz. Nauczyciel to zauważył, ale nie zwrócił mi
uwagi. Pewnie zrozumiał, że mogłam to przerabiać w starej szkole. Nawet byłam
zadowolona do pewnego momentu, gdy zobaczyłam kto wchodzi do klasy.
- KEN?! - krzyknęłam
do siebie w myślach.
Ken, raczej Kentin.
Stary znajomy ze starej szkoły. Od razu się we mnie zakochał. Nie wiem czemu,
ale ciągle się na mnie patrzył. Teraz wiedziałam, że muszę wytrzymać kolejny
rok z nim. Przeprosił za dość duże spóźnienie i usiadł w ławce za mną. Czułam
jego wzrok na sobie, ale postanowiłam się tym zbytnio nie przejmować.
Przyzwyczaiłam się do tego w starym liceum, ponieważ zawsze siadał za mną albo
koło mnie. Za każdym razem, gdy go widziałam pokazywał jak bardzo mnie uwielbia
i kocha. Niestety nie obeszło się bez drwin i żartów ze strony moich znajomych.
Nagle oberwałam czymś w głowę. Okazało się, że to liścik od Kastiela.
- "Widzę, że
masz cichego wielbiciela. Znasz go?"
- "Nie cichego,
raczej głośnego. Tak znam, stary znajomy."
- "Haha, to
powodzenia życzę"
- "Dzięki,
przyda się."
Odrzuciłam ostatni
raz liścik do czerwonowłosego, a ten postanowił udawać dalej, że śpi.
Gdy tylko usłyszałam
dzwonek, zerwałam się z ławki i pobiegłam do szafki. Modliłam się wtedy, żeby
tylko Ken mnie nie zauważył. Niestety Bóg się nade mną nie zlitował.
- Hej, Mia! -
podszedł i przytulił mnie mocno - jak się cieszę, że Cię widzę!
- Tak, ja też -
"Co ja gadam?!" - Co cię tu sprowadza?
- Jak myślisz, nauka
- zaczął się śmiać - tak w ogóle to szukam pokoju gospodarzy. Wiesz może, gdzie
ten pokój jest?
- Tak, pewnie -
"Uda mi się go spławić, hurra!" - Drugie drzwi po prawej.
- Dzięki, wielkie! Do
zobaczenia!
Postanowiłam udać się
już pod salę A, gdzie mieliśmy lekcję polskiego. Nagle zobaczył białowłosego
chłopaka, który zmierzał w moją stronę.
- Witaj - spojrzałam
wtedy w jego oczy to pewnie przyjaciel Kastiela! - Jestem Lysander.
- Cześć -
uśmiechnęłam się - ja jestem Amelia, ale możesz mi mówić Mia.
- Nigdy Ciebie tutaj
wcześnie nie widziałem. Chodzisz tutaj do szkoły? - zapytał z tajemniczym
uśmiechem.
- Tak się składa, że
od dzisiaj. Heterochromia, co? - spojrzałam w jego oczy ponownie i zauważyłam,
że ma takie same jak mój brat.
- Mhm, widzę ty też
masz. Ale masz ładniejsze ode mnie - na te słowa oblał mnie na policzkach
rumieniec.
- Nie prawda,
zacznijmy od tego, że mój brat ma takie same jak ty i miał więcej dziewczyn niż
ja chłopaków - zaśmiałam się - Z twoim przypadkiem pewnie jest tak samo.
- Oj nie, wręcz
przeciwnie - "Jego uśmiech jest taki słodki" - Nigdy nie spotkałem
odpowiedniej dziewczyny, a raczej damy.
- Więc życzę Ci jak
najlepiej, żebyś znalazł swoją damę - uśmiechnęłam się - muszę iść już na
lekcję polskiego.
- Ja też mam tą
lekcję, więc chodźmy razem - powiedział - mogę usiąść razem z tobą w ławce?
- Oczywiście, czemu
nie.
Usiedliśmy razem w
ławce i zaczęła się lekcja. Tym razem przerabialiśmy coś, czego ja nie
przerabiałam, więc chociaż trochę skupiłam się na lekcji. Jednak przeszkadzała
mi świadomość, że Lysander ciągle na mnie się patrzy. Było to bardzo przyjemne
wiedząc, że jakiś chłopak się mną interesuję. Choć nie byłam w stu procentach
pewna tego. Zauważyłam również wzrok Rozy na moich plecach oraz Lysandra. Nie
wiem, może to rodzeństwo? Próbowałam o tym nie myśleć, ale niestety myślałam o
tym całą lekcję.
Kolejne zajęcia
minęły szybko i wsiadłam jak najszybciej na motor, żeby pojechać do domu. Gdy
wsiadałam na mój pojazd zauważyłam wzrok Kastiela na sobie, co on takiego robi,
że on tak na mnie działa? Co jest ze mną nie tak? Nie mam pojęcia, ale
postanowiłam, że nie będę zaprzątać tym sobie głowy.
Gdy weszłam do domu
krzyknęłam
- Jestem!
Ciocia tylko zapytała
jak było w nowej szkole, czy poznałam nowych znajomych. Powiedziałam jej, że
opowiem jej wszystko przy śniadaniu. Uśmiechnęła się i powiedziała, że mogę iść
do swojego pokoju. Zrobiłam tak, zaczęłam słuchać muzyki i chyba zasnęłam...
--------------
Wyszedł mi trochę dłuższy niż chciałam, ale zorientowałam się dopiero o tym przy rozmowie z Lysandrem i szczerze mówiąc to nie był dobry moment na zakończenie rozdziału. Więc proszę bardzo dzisiaj dłuższy :))
Prosiłabym również o większą aktywność, jeśli chodzi o komentarze :)
/J.
Cuuuudo :>
OdpowiedzUsuń