poniedziałek, 9 listopada 2015

WEJŚCIE SMOKA!

Witam, witam!


Wracam po dłuuuuugiej przerwie! Nie jest jeszcze to prolog, ani rozdział, ale zmierzam ku temu, żeby niedługo go wstawić!
Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie, mogę jedynie przeprosić za tą przerwę.
Postaram się dokończyć prolog jak najszybciej, a co za tym idzie pisać pierwszy rozdział. Na swoim drugim blogu wybiło mi pierwsze tysiąc wyświetleń z których jestem niezmiernie zadowolona i szczęśliwa.
Podziwiam WAS moich czytelników za brak jakichkolwiek spin, czy problemów.
Jeśli chcecie z kimś popisać. Służę radą, nawet jeśli nie odpiszę od razu, odpiszę za kilka minut, następnego dnia.
email: satenhari@gmail.com
Dziękuję, że jesteście. I do zobaczenia niebawem!
Całusy, xx.

poniedziałek, 28 września 2015

~ Informacje #1 ~



Witam ! ^>^


Przychodzę z informacją. Po pierwsze widzę, że coraz mniej ludzi komentuję rozdziały. Co zbytnio nie motywuję mnie do dalszego pisania tego bloga. Dlatego wpadłam na pomysł, gdzie może uszczęśliwi i zmotywuję tych, którzy nie komentują rozdziałów a wchodzą i czytają.
A mianowicie pomysł polega na tym, że opowiadanie zacznę pisać od nowa. Zacznie się prologiem tak jak powinno zacząć się każde opowiadanie. Zmienię może trochę bohaterów i ich rodziny, ale będą to bardzo małe zmiany. Opowiadanie zacznie posiadać również tytuł, a jaki nad tym jeszcze się zastanowię. Zwolnię tempo akcji, żeby się wszystko kleiło.
Powyżej napisany pomysł jest tylko propozycją. Jeśli się zgadzacie, bądź jesteście przeciw temu pomysłowi proszę was skomentujcie.
Dla was to kilka chwil a dla mnie jest to bardzo ważne.


Dziękuje za przeczytanie.
Całusy, xoo ♥

piątek, 25 września 2015

Wszystkiego najlepszego Klaudia! ♥



25 września to dzień urodzin Klaudii.
Więc droga jubilatko!
Życzę Ci wszystkiego najlepszego!
Żebyś nadal wiedziała, że Shuu i Ruki są moi ♥ (jak rozpętasz kolejną wojnę zabiję)
Żebyś miała dużo pinionchów na twoje wymarzone mangi ^>^.
Żebyś nadal tak pięknie krzyczała na swojego brata! XD
Żebyś nadal tak ładnie pisała rozdziały!
Żebyś miała dużo przyjaciół! Heloł, Julia to oczywiste!
Żeby Ci David dalej dokuczał!
Żebyście dalej pisali mi swoje mniej prywatne rozmowy XDD.
Żebyś dalej była tą ciotą, którą jesteś ♥.
Żebyś zawsze była uśmiechnięta, walnięta i radosna!
Żebyś mi kiedyś zaśpiewała piosenkę!
Żebyś dalej yumała Yumę! XDDDD
Żebyś dalej wysyłała hangowe minki!
Żebyśmy dalej kłóciły się jak wariatki bez końca!
Żebyś nie ogłuchła dzisiaj jak ci coś zaśpiewam! XDD
Żebyś nie zasypiała w trakcie rozmów ze mną! Czy jestem aż tak nudna?!
Żebyś już się nie bała Reij'ego! :3
Myślę, że już starczy tych życzeń. Resztę mogę ci dośpiewać ^>^.
Więc jeszcze raz wszystkiego najlepszego, moja cioto <3.
(Przepraszam za brak ładnej grafiki, więc tutaj daję Ci ładnego Shuu ♥)





piątek, 18 września 2015

Rozdział dziesiąty




Następnego dnia wstałam w wspaniałym nastroju. Prawdopodobnie było to spowodowane wczorajszym pocałunkiem. Z jednej strony cieszyłam się, że ktoś taki jak Lysander zwrócił na mnie uwagę, choć jestem zwykłą dziewczyną. Z drugiej strony bałam się, że to dla niego był impuls i nic dla niego nie znaczył. Chociaż taki ktoś jak białowłosy wątpię żeby pocałunek z dziewczyną traktował jako jednorazowy BŁĄD. Jak się obudziłam w łóżku znajdowałam się tylko ja, więc mogłam jeszcze w spokoju pare minut poleżeć i pomyśleć, ale zrezygnowałam z tego pomysłu. Od razu zeszłam na dół nie zważając na mój wygląd, gdzie czekali na mnie białowłosi oraz mój brat.
   - Cześć - powiedziałam zachrypłym głosem.
   - Hej, śpiochu - zaśmiała się Rozalia wraz z Lysandrem.
   - Co jest na śniadanie, hm? - zapytałam.
   - Liczyliśmy na Ciebie - odpowiedział z udawanym smutkiem w głosie Sim.
   - Jaja sobie robicie, prawda?
   - Oczywiście, co nie wierzysz w nas? - zapytała się białowłosa.
   - Wierze w ciebie i Lysandra, Roz. Ale w mojego brata nie warto - odpowiedziałam z uśmiechem na ustach.
   - Ej! Bo nie dostaniesz jedzenia! - krzyknął brunet.
   - Wmawiaj sobie, braciszku - odparłam i wzięłam sobie dwa tosty z nutellą i usiadłam koło mojego brata. Ten wykorzystał sytuację i ubrudził mnie kremem.
   - O ty świnio - popatrzyłam na niego gniewnym wzrokiem - Lepiej uciekaj zanim cię dopadnę!
Jak na zawołanie Simon zerwał się z krzesła i pobiegł w stronę swojego pokoju. Chciał się zamknąć, lecz nie zdążył. Powoli do niego podchodziłam.
   - Jak mam cię zabić? Powoli czy szybko hm? - zapytałam.
   - Najlepiej wcale - powiedział niewinnym głosikiem.
   - Dobra, sam wybrałeś - podeszłam do niego i szarpnęłam go za ucho. Oczywiście krzyknął, że go to boli ale trzeba było nie zaczynać ze mną prawda? Następnym razem będzie wiedział, że ze mną nie ma co zaczynać. Zeszłam z nim na dół i kazałam mu stać w miejscu. Sama poszłam po Rozalię i Lysandra, żeby mogli obejrzeć show. Podeszłam do mojego brata od tyłu i ściągnęłam mu spodnie. Wiedziałam, że będzie miał na sobie ulubione bokserki w misie i chmurki. Gdy mój brat zauważył, że "spadły" mu spodnie szybko się opamiętał i założył je z powrotem. Zadowolona popatrzyłam na moich przyjaciół, którzy zwijali się ze śmiechu. Postanowiłam pójść się ogarnąć, więc uprzedziłam ich, że może mnie nie być około godziny. Szybko wskoczyłam na piętro, gdzie pierwszym moim celem była standardowo szafa, a potem łazienka. Wzięłam dziesięcio-minutowy prysznic, ubrałam się oraz umalowałam się. Spojrzałam na zegarek. Okazało się, że moje przygotowania trwały pół godziny. Szybko zeszłam na dół, gdzie na kanapie siedzieli już przygotowani Lysander oraz mój brat.
   - Gdzie Rozalia? - zapytałam, przez co zwróciłam na siebie ich uwagę.
   - Przygotowuje się. - odpowiedział Lys, na co ja się szeroko uśmiechnęłam.
   - Może pójdziemy gdzieś? Wiem! Lodowisko! - krzyknęłam z entuzjazmem.
   - Ugh - w odpowiedzi usłyszałam jęk.
   - No co! Trochę sportu wam nie za szkodzi. 
   - Mia, ja cię kocham i w ogóle ale w tym momencie mam ochotę Cię rozszarpać. - powiedział białowłosy, lecz po chwili dotarło do niego co powiedział i odchrząknął, żeby prawdopodobnie ukryć zażenowanie. Ja tylko poczułam mrowienie na policzkach co oznaczało, że spłonęłam rumieńcem. Podeszłam do niego i odparłam:
   - Nie martw się, też Cię kocham. - szepnęłam mu do ucha z uśmiechem i obserwowałam jego reakcje. W jednym momencie zauważyłam u niego wypieki na policzkach, a na twarzy malował się szok i zdziwienie. Ja tylko się uśmiechnęłam do niego ukazując szereg białych zębów. - To co idziemy na to lodowisko? Błaagam!
   - Dobra, ale ty płacisz! - odpowiedział niezbyt przekonany co do tego pomysłu Sim.
   - Okej! To zakładamy kurtki i idziemy! Rozalia! - krzyknęłam do przyjaciółki - Pośpiesz się! Idziemy na lodowisko!
   - Już schodzę! - w odpowiedzi również usłyszałam krzyk.
Po chwili na dole zjawiła się już gotowa białowłosa. Dałam chłopakom znać, że możemy już wychodzić. Wzięłam swoją kurtkę oraz czapkę założyłam ją i byłam już w stu procentach gotowa na jazdę na łyżwach. Z uśmiechami na twarzach wyszliśmy z posesji. Z Rozalią i Lysandrem byliśmy wniebowzięci, za to Simon niezbyt przekonany tym wyjściem nie odzywał się wcale, co ukazywało brak aprobaty co do tego pomysłu. Nie przejmowaliśmy się moim bratem przez całą drogę bo wspominaliśmy czasy, kiedy byliśmy dziećmi i chodziliśmy właśnie na lodowisko. Po kilkunastu minutach, zważywszy na to, że nie daleko od naszego domu otworzyli lodowisko byliśmy już na miejscu. Szybko poszłam zapłacić za karnet czteroosobowy na 3 godziny oraz za cztery pary łyżew. Po krótkiej chwili wróciłam do przyjaciół i poszliśmy wybrać łyżwy. Każdy z nas wybrał standardowe: białe. Z uśmiechem weszłam na lodowy grunt i zaczęłam przygotowywać się do niezłego wysiłku. Po krótkiej rozgrzewce zaczęłam się rozglądać za przyjaciółmi. Wzrokiem spotkałam tylko Lysandra, który stał przy barierce i oglądał innych ludzi. Postanowiłam do niego podjechać i porozmawiać oraz przy okazji wyciągnąć go żeby trochę pojeździł.
   - Hej Lys. - uśmiechnęłam się do niego, a on nadal tkwił w krainie własnych myśli - Lys!
   - Co? Wybacz, zamyśliłem się... Coś mówiłaś? - zapytał rozkojarzony.
   - Przywitałam się tylko, czemu nie jeździsz? - teraz to ja jego zapytałam.
   - Nie mam ochoty.
   - A może po prostu nie umiesz? Chodź nauczę Cię. To nie takie trudne, też jak stanęłam pierwszy raz na lodzie nie byłam pewna czy umiem.
   - Nie jestem pewny...
   - No chodź! Będzie fajnie! - zachęcałam go.
   - No dobra.. - mruknął. - Normalnie druga Rozalia..
   - Coś mówiłeś? - zapytałam, choć dokładnie wiedziałam co się dzieje.
   - Nie.. nie.
   - To chodźmy!
I tak zaczęła się nauka, a raczej przypomnienie Lysandrowi jak się jeździ na łyżwach. Oczywiście przy tym nie obeszło się bez śmiechu i krzyku, ale przynajmniej było śmiesznie. Po około pół godzinie nauki, bądź przypomnienia można nazwać to jak się chcę białowłosy zaczął przypominać sobie podstawy. Niezmiernie się z tego faktu cieszył, a ja gdy widziałam jego roześmianą i radosną twarz nie mogłam się oprzeć, żeby nie uśmiechać się razem z nim. Gdy widziałam taki wesoły obrazek od razu robiło mi się cieplej na sercu. Lubiłam uszczęśliwiać ludzi, co czasami nie wychodziło mi zbyt dobrze, ale można powiedzieć, że liczą się chęci. Nasza nauka się skończyła, ale Lysander skorzystał z faktu dotrzymania mi towarzystwa i zaczęliśmy rozmawiać na neutralne tematy jeżdżąc oraz trzymając się za rękę. Śmialiśmy się przy tym co nie miara i byliśmy zadowoleni ze swojego towarzystwa. Było mi bardzo miło, że taki ktoś jak on lubi przebywać przy takiej niezbyt się wyróżniającej osobie jak ja.
 Niestety wszystko co dobre musi się wreszcie skończyć, w pewnym momencie musieliśmy iść, ponieważ skończył nam się czas. Jednak wychodząc z lodowiska nie zostawiliśmy tam dobrych humorów, które towarzyszyły nam przez całą drogę powrotną. 
   - Poznaliście się trochę? - skierowałam to pytanie do Rozalii i mojego brata.
   - Tak. Przez cały czas wydawało mi się, że rozmawiam z Kastielem. - mruknęła białowłosa, a ja się zaśmiałam. No w jakimś sensie miała rację. Simon był podobny do Kastiela.
   - Wiesz, masz rację. Przypomina tego gbura. - powiedziałam cały czas śmiejąc się. Lysander mi zawtórował. - I tak samo może być czasami miły i troskliwy.
   - Kastiel był wobec ciebie miły i troskliwy? - zapytała zaskoczona Rozalia.
   - Kiedy byłam chora, no i... Tylko wtedy.
   - No tak, przecież wtedy byłam przy tym. A właśnie! Następnym razem, gdy będę u Ciebie zrobię ci mały przeglądzik!
   - O mój boże.. - mruknęłam pod nosem, a potem dodałam trochę głośniej. - Świetnie! - to jedno słowo wręcz ociekało sarkazmem, którego Rozalia nie wyłapała. Reszta zrozumiała przekaz i chłopcy parsknęli gromkim śmiechem.
   - A właśnie Sim, masz garnitur? - zapytałam z uśmiechem mojego brata.
   - Oczywiście, we mnie wątpisz? - odpowiedział mi pytaniem.
   - Powtórzę to co powiedziałam rano: w Ciebie nie warto.
   - Tylko się nie zdziw jak obudzisz się w nie swoim domu. - odparł.
   - Czy ty mi grozisz?! - krzyknęłam z udawanym wyrzutem. - Jeśli tak, to ci coś nie wychodzi, braciszku.
   - Ja Ci nie grożę. Ja Cię ostrzegam przed faktem, że możesz się nie obudzić w swoim domu. - odpowiedział z sarkastycznym uśmiechem.
   - Oh, bardzo uczula mnie twoja troska do mnie. 
Sprzeczaliśmy się ze sobą, a tym samym dostarczaliśmy niezłej rozrywki naszym przyjaciołom, którzy z rozbawionymi minami nam się przyglądali. Kłóciliśmy się tak do naszego domu. Po wejściu do salonu zaproponowałam wszystkim po kubku gorącej czekolady. Ochoczo pokiwali głowami na znak, że się zgadzają. Szybkim krokiem poszłam do kuchni, żeby przygotować napój na wszelkie smutki. Około pięć minut później czarodziejska czekolada była gotowa. W czwórkę usiedliśmy przed telewizorem słuchając muzyki oraz popijając napój. Wspominaliśmy czasy dzieciństwa, choć Lysander zbytnio się nie udzielał w tej rozmowie. Na początku pomyślałam, że po prostu się zamyślił, ale gdy zaczął się uśmiechać na inne historie miałam zupełnie inne zdanie. Nie miałam jednak mu za złe, że się nie odzywa. Ja sama mało co odzywałam się, jak już to odpowiadałam na pytania Rozalii. Kiedy wybiła godzina piętnasta nasi goście postanowili się zbierać. No cóż nie dziwiłam się, ponieważ o szesnastej miałam mieć kolejnych gości. 
   - Simon za piętnaście mamy gości! Zachowuj się jakoś! - krzyknęłam z pokoju, gdzie w tym momencie wyciągnęłam sukienkę z worka i powiesiłam na szafie.
   - Jasne! Przecież Ci siary nie narobię przed tyloma koleżankami, choć jest to strasznie kuszące. - oczywiście wyłapałam sarkazm i wyobraziłam sobie ten szyderczy uśmieszek na jego twarzy. Dla mnie było to wręcz normalne, że posługuje się sarkazmem lub ironią w moją stronę. Pięć minut później usłyszałam dzwonek, który poinformował mnie o przybyciu dziewczyn. Szybko pobiegłam na dół, gdzie zauważyłam Simona z dziewczynami. Ewidentnie było widać, że z nimi flirtował.
- Mówiłeś, że nie zrobisz mi siary. - powiedziałam przerywając "interesującą" rozmowę mojego brata.
   - Nie zrobiłem. Ja tylko rozmawiam z twoimi koleżankami. - uśmiechnął się do mnie.
   - Czyli robisz siarę. Dzięki, bracie. - przewróciłam oczami. - A tak w ogóle cześć dziewczyny!
   - Cześć! - powiedziały chórkiem i w tym samym momencie zaprosiłam ich gestem ręki na górę, a mojemu bratu rzuciłam ostrzegawcze spojrzenie. Poszłyśmy wspólnie na górę i zaczęłyśmy rozmawiać.
   - To jak gotowe na przygotowania do balu? - zapytała zawsze entuzjastycznie nastawiona do świata białowłosa.
   - Chyba na walkę na śmierć i życie. - mruknęłam, a wszystkie dziewczyny oprócz Rozalii wybuchnęły śmiechem. Uśmiechnęłam się do poszkodowanej niewinnie, a ta gniewnie na mnie spojrzała. - Dobra, to co zaczynamy?
   - Zaczynamy. - burknęła niezadowolona złotooka. Długo nie była już zła na mnie, ponieważ gdy zobaczyła tylko nasze sukienki oniemiała z wrażenia i była jeszcze bardziej podekscytowana niż przed przyjściem do mojego domu.
   - To która pierwsza? - zapytała szeroko uśmiechnięta Rozalia.
   - Ja mogę. - odezwała się fioletowłosa. Rozalia zajęła się fryzurą Violetty, a ja ją pomalowałam zgodnie z jej życzeniami. Świetnie się przy tym bawiłyśmy. Kolejno potem była Kim, Iris, Rozalia a na sam koniec ja. Nie brakowało nam na twarzach uśmiechów wysyłanych w stronę swoich przyjaciółek. Śmiałyśmy się, rozmawiałyśmy a także opowiadałyśmy żarty. W pewnym momencie temat rozmowy zszedł na temat chłopaków, a ja stałam się dziwnie milcząca. Miałam zbyt dużo do powiedzenia, więc nie odzywałam się. Niestety Rozalia jest Rozalią czyli wyłapała moje dziwne milczenie. 
   - Czemu tak milczysz? - szepnęła mi do ucha, poprawiając moją fryzurę.
   - Ja milczę? Po prostu nie mam nic do powiedzenia na ten temat. - odpowiedziałam starając się być jak najbardziej wiarygodna.
   - Wiesz, że przede mną nic się nie ukryję?
   - Wiem. Więc po co miałabym kłamać? - odwróciłam się do niej i spojrzałam na nią pytająco. Ta tylko przybrała zamyślony wyraz twarzy i skinęła głową w geście potwierdzenia moich słów. Odetchnęłam cicho z ulgą i poprosiłam Rozę, żeby kontynuowała. Jakimś cudem okazało się, że wyrobiłyśmy się w godzinę. 
   Postanowiłyśmy pójść na dół, żeby poczekać na chłopaków. Szybko zebrałyśmy wszystkie kosmetyki oraz ubrania, które walały się po pokoju i poszłyśmy na dół z wcześniej wspomnianym zamiarem. O dziwo zauważyłyśmy, że na kanapie siedzi więcej sylwetek niż wcześniej, więc chłopcy wcześniej przyszli. No cóż. Na szczęście nie miałyśmy założonych obcasów ani głośno nie rozmawiałyśmy, więc nie usłyszeli, że ktoś oprócz nich jest w pokoju. Podeszłam do kanapy...
   - Buu! - krzyknęłam roześmiana, a oni podskoczyli i spojrzeli się na mnie. Przybrałam na twarz minę niewiniątka, a oni się tylko uśmiechnęli. No oprócz Kastiela, który siedział na fotelu z naburmuszoną miną. - Widzę, że się zapoznaliście z czymś, co żeruje na moim życiu. - wskazałam na Simona, a on popatrzył na mnie wzrokiem mordercy. Reszta towarzystwa parsknęła śmiechem.
   - Dobra, nie chce psuć dobrej zabawy. - zaśmiałam się. - Ale jeśli mamy zdążyć na czas, musimy się zbierać.
   - Taa, no musimy. - mruknął mój brat.
Jak na komendę wszyscy zebrali się w przedpokoju i zaczęliśmy powoli wychodzić z domu. Chłopcy szli za nami milcząc. Za to ja z dziewczynami gadałyśmy jak najęte. 
   - Macie jakiś pomysł na spędzenie ferii? - zapytała Rozalia, a ja spojrzałam się na nią i wzruszyłam ramionami.
   - Będę leżeć w łóżku całymi dniami, zapewne. - odpowiedziałam z pewnością.
   - A ja do Ciebie dołączę. - dopowiedział Kastiel z cwanym uśmieszkiem.
   - Ta, chyba w snach. - prychnęłam niezadowolona.
   - Świetnie się dogadujecie. - szepnęła mi do ucha Iris, a ja na nią popatrzyłam z szeroko otwartą buzią. Ja? Dogaduję się? Z Kastielem? Świetnie? Mhm..
   - Jak się świetnie dogaduję z Kastielem to jestem święta Teresa. - odpowiedziałam rudowłosej, a ona się tylko zaśmiała.
   - A ty Lysander? Jakie masz plany na ferie? - zapytałam białowłosego, zerkając na niego.
   - Na razie nie mam żadnych. Czyli wszystko spontanicznie. - odpowiedział z tajemniczym uśmiechem na ustach. Przegadaliśmy całą drogę do liceum o najbliższych feriach. Każdy miał jakieś plany i opowiadał je z zapałem. No może oprócz Armina, który całą drogę przemilczał. Akurat, gdy Rozalia skończyła opowiadać zauważyliśmy liceum. 
   Całą grupą weszliśmy do sali gimnastycznej, gdzie miał odbyć się bal. Wszyscy otworzyli szeroko buzię, no oprócz Iris i Violetty, które przyczyniły się do tego pięknego wystroju. Białe i niebieskie światełka rozciągały się po całej sali, co dawało niezwykle zimowy nastrój. Do tego białe płatki śniegu na oknach świetnie kontrastują z ciemnym niebem na zewnątrz. Uśmiechnęłam się szeroko na ten widok bo jednak zima jest moją ulubioną porą roku.
   Moje zachwycanie się zostało przerwane przez dłoń Lysandra na moim ramieniu. Uśmiechnęłam się do niego i pomaszerowaliśmy do stoiska z piciem. Po krótkiej chwili usłyszeliśmy głos naszego szkolnego gospodarza Nataniela, odwróciliśmy wzrok w jego stronę.
   - Witam na tegorocznym balu zimowym! - oznajmił z uśmiechem. W tle było słychać wiwaty połączone z pomrukami dezaprobaty. - W tym roku będziemy mogli podziwiać nasz szkolny zespół, który zagra nam kilka świątecznych piosenek. To chyba tyle! Miłej zabawy!
   Na te słowa zabrzmiała muzyka i każdy oddał się w wir tańca. No może z wyjątkiem mojej osoby. Z uśmiechem obserwowałam sunące pary po parkiecie. Wszystko wyglądało tak pięknie, po prostu jak z bajki. Było idealnie. Wszyscy wyglądali na szczęśliwych, co było chyba głównym celem tego balu. Sprawiać ludziom szczęście to najpiękniejszy dar jaki mógłby sobie człowiek wymyślić. Widząc tyle radości oraz szczęścia, które buzowały w tej sali, samej stojąc zupełnie sama marzyłam, żebym stała się kiedyś taka szczęśliwa jak oni w tej chwili. Można byłoby powiedzieć, że nigdy nie zaznałam prawdziwej miłości. Rodzice.. no cóż dom w którym mieszkali, traktowali raczej jak hotel aniżeli dom, gdzie czekają na nich ich dwójka kochanych dzieci. Dziadków ze strony taty i mamy nie poznałam. Rodzice taty są śmiertelnie obrażeni na swojego syna i na swoją synową, więc nigdy o nich więcej nic nie słyszałam. Za to rodzice mamy zginęli jeszcze, gdy moja mama była dzieckiem. Simon, moi kuzyni oraz ciotka zawsze mnie wspierali. To ode mnie się najwięcej wymagało w dzieciństwie. Najlepsze oceny, najlepsze koleżanki, najlepsze.. wszystko. Musiałam być lepsza od wszystkich we wszystkim. Nie mogłam się przeciwstawiać, musiałam zrobić wszystko, żeby rodzice byli choć raz ze mnie dumni, lecz nie usłyszałam od nich ani jednego słowa jakiejkolwiek pochwały. Kiedy odnalazłam się u ciotki, wreszcie zaznałam co to jest tak na prawdę szczęście. Uczucie jakim jest radość jest piękne i najbardziej cenne na świecie.
   - Mia! - krzyknęła Rozalia, wybudzając mnie z transu. - Jezu, już myślałam, że coś ci się stało.
   - Zamyśliłam się.. - mruknęłam. - Coś się stało?
   - A czy coś musiało się stać? - zapytała, a ja przewróciłam oczami. - No na prawdę nic się nie stało. Tylko stoisz tak tu od piętnastu minut i gapisz się w te pary.
   - Patrzyłam i myślałam. Tyle na ten temat. - odpowiedziałam. - Gdzie zapodziałaś mojego brata?
   - Poszedł sobie gdzieś. Nawet nie zwróciłam uwagi gdzie.
   - Nie lubi takich bali. Założę się, że już go nie znajdziemy na terenie szkoły. - prychnęłam rozbawiona, a Rozalia się zaśmiała.
   - Albo szlaja się z chłopakami, kto wie. - mówiła nadal się śmiejąc a ja jej zawtórowałam.
   - A jak Ci się układa z Leo? - zapytałam, zmieniając temat.
   Wtedy zaczęła gadać jak przekupka na targu. Opisywała swoje spotkania z Leo, wyjazdy i tym podobne. Opowiadała z taką pasją, z taką żarliwością i miłością aż sama zaczęłam pragnąć czegoś takiego. Pragnęłam tego, żeby ktoś mnie pokochał. Wiedziałam, że to co chcę jest trudne do zdobycia i prawdopodobnie nie zdobędę tego, ale nadzieja i marzenia pozostały w moim sercu.
   - Jest tak wspaniale... - westchnęła rozmarzona. - A jak Tobie układa się z Lysem?
   - Że co słucham? - odparłam kaszląc. - Przecież ja nie chodzę z Lysandrem.
   - Ale byście byli ładną parą! - krzyknęła entuzjastycznie.
   - Matko, Rozalia. Nie krzycz tak. Może i tak. Ale nigdy nie będziemy parą. - westchnęłam, co nie umknęło uwadze białowłosej.
   - Podoba Ci się. - bardziej stwierdziła niż zapytała. - Zakochałaś się w Lysie!
   - Co? Ehh, aż tak bardzo to widać?
   - Nie, ale jestem dobra w zgadywaniu. - rzekła dumnie.
   - Podpuściłam się jak małe dziecko, prawda? - zapytałam zrezygnowana.
   - Dokładnie. Ale nie przejmuj się! Może powinnaś zrobić pierwszy krok?
   - Przecież on mnie wyśmieję. - jęknęłam.
   - Z takim podejściem, nigdy cię nie zaprosi na randkę. - tupnęła nogą jak małe dziecko, co spowodowało u mnie wybuch śmiechu. - Z czego się tak chichrasz?
   - Z ciebie. - powiedziałam w trakcie śmiania się. - Zachowujesz się jak dziecko.
   - Wcale nie! - zrobiła naburmuszoną minę, ale sama się zaśmiała. - No może troszeczkę.
   - Cześć mała. - usłyszałam głos za sobą. Kastiel..
   - Nie jestem mała. - burknęłam, nie spoglądając na niego. - Czego chcesz?
   - Hej, spokojnie. Zatańczysz? - zapytał, a ja nie mogłam się powstrzymać od spojrzenia na niego. Uśmiechał się szarmancko, inaczej.. - Wszystko okey?
   - Rozalia, muszę Cię zostawić. A i tak przy okazji zapisz w kalendarzu, że Kastiel o coś poprosił. Trzeba będzie czekać na to wydarzenie kolejne sto lat. - zwróciłam się do białowłosej, a ona zachichotała. - Chętnie z Tobą zatańczę. - teraz powróciłam wzrokiem na czerwonowłosego, który nie miał zbyt zadowolonej miny. Chcąc poprawić jego humor, uśmiechnęłam się najpiękniej jak umiałam. Jego wyraz twarzy bardzo złagodniał. Złapał mnie za rękę i zaprowadził prosto na parkiet.
   Gdy tylko stanęliśmy w odpowiednim miejscu w głośnikach na sali rozbrzmiała wolna piosenka. Kastiel złapał mnie w talii, a ja niepewnie zarzuciłam swoje ręce na jego szyję.
   - Nie bój się mnie. - szepnął. - Ja nie gryzę.
   - Tego nie mogę być pewna. - odgryzłam się mu, a on zaśmiał się cicho.
   - Nie miałem okazji Ci tego powiedzieć. - zaczął, wzdychając głośno. Spojrzałam się na jego twarz pytającym wzrokiem. - Ślicznie wyglądasz.
   - Dziękuję. - odpowiedziałam lekko zarumieniona. - Ty też dobrze wyglądasz. - zaśmiałam się wtulając policzek w jego klatkę piersiową.
   - Po tej piosence będziemy musieli iść za kulisy. - westchnął. - Damy czadu.
   - Tak.. - szepnęłam i zatraciłam się. Przez resztę piosenki nie wymieniliśmy ani jednego słowa. Wydawałoby się, że słowa nam nie są potrzebne. W pewnym momencie spojrzałam się na jego twarz. Wzrok powędrował następnie na jego brązowe oczy, w których tańczyły iskierki szczęścia i radości. Kiedy się nie denerwuje i nie warczy na każdego jest na prawdę w porządku. W momencie, gdy zauważył, że patrze na jego twarz uśmiechnął się szeroko. Nie tak jakim zazwyczaj obdarza mnie i innych. Aroganckim, chamskim uśmiechem. Tym razem był to uśmiech nad wyraz szczery i pełny pozytywnych emocji. Nie mogłam się powstrzymać, żeby też się nie uśmiechnąć. Do końca piosenki patrzymy sobie głęboko w oczy i spuszczamy wzrok, gdy ostatnie dźwięki przestały grać. Po chwili czuję, że Kastiel podniósł swój wzrok na moją twarz i patrzy się na nią z lekkim uśmiechem na ustach. Również podniosłam swój wzrok i czułam, że moje policzki niewyobrażalnie mrowią.
   Ostatni raz uśmiecham się do niego, speszona odwracam wzrok i kieruję swoje kroki za scenę. Tam spotykam Lysandra oraz bliźniaków. Niezrozumiale patrze na braci, a oni wyłapują mój wzrok i śmieją się cicho.
   - Zdziwiona? - prychnął rozbawiony Armin.
   - Troszkę. - zaśmiałam się. - Myślałam, że grasz tylko na swojej konsoli.
   - Pozory mylą. - puścił do mnie oczko i zaczął się śmiać. - Ładnie wyglądasz.
   - Dzięki. - odpowiedziałam, uśmiechając się szeroko.
   Pogadaliśmy jeszcze chwile, ale przyszedł czas, żeby wyjść na scenę. Nerwowo stukałam obcasem w parkiet, co prawdopodobnie było słychać na scenie i na widowni, ponieważ wyjątkowo ucichła.
   - Hej, spokojnie. - poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Lysander. Uśmiechnęłam się do niego słabo. - Będzie wszystko okey.
   - Łatwo Ci mówić. - mruknęłam. - Ty już występowałeś na scenie. A ja co najwyżej pod prysznicem. - przewróciłam oczami, a białowłosy zachichotał.
   - Dasz sobie radę. - uśmiechnął się do mnie. - Armin ma racje.
   - W czym? - zapytałam.
   - Pięknie wyglądasz. - szepnął mi do ucha, a ja momentalnie rozszerzyłam źrenice i stanęłam w bezruchu. Jego miętowy oddech owinął moją szyję, która wysyłała mi sygnały, że chcę więcej. Sama chciałam być bardzo blisko jego osoby. Jego obecność jest taka uspokajająca i odprężająca, że nawet największe problemy stają się niczym proch rozlatujący się na wietrze.
   - Dziękuję. - odszepnęłam i na moją twarz kolejny raz tego wieczoru wskoczyły dużego rozmiaru rumieńce. Spojrzeliśmy sobie w oczy i zatraciliśmy się w sobie. W jego oczach pojawiły się iskierki pożądania. Od namiaru emocji głowa zaczęła mi niemiłosiernie pulsować ale nie przejmowałam się tym. Z każdą sekundą zbliżaliśmy się do siebie twarzami. Kiedy zostało dosłownie kilka milimetrów do zetknięcia się mojej twarzy z jego odruchowo zamknęłam oczy i pokonałam odległość dzielącą nasze usta. Bez najdrobniejszego wahania oddał pocałunek. Znowu poczułam to co tamtej nocy...
Po tym pytaniu zaczął się do mnie powoli przybliżać. Kiedy był już blisko mnie włożył niesforny kosmyk włosów za moje ucho. Poczułam wtedy, że zaczyna mi się robić niesamowicie gorąco, choć jest szesnasty grudnia. Z każdą sekundą był coraz bliżej mojej twarzy. W pewnej chwili nasze nosy zaczęły się stykać. Musnął delikatnie mój kącik ust. Nie wytrzymałam tej sytuacji i wpiłam się w jego usta. Z każdym następnym momentem napierał na mnie coraz bardziej, ale z chęcią oddawałam każde pocałunki. Czułam niesamowite motylki w brzuchu. Nigdy tego nie poczułam. Pierwszy raz czułam się tak fantastycznie podczas pocałunku. Kiedy już zabrakło nam powietrza przestaliśmy. Stykaliśmy się swoimi czołami. Uśmiechnęliśmy się do siebie, a ja się stałam czerwona jak truskawka. Dobrze, że była noc i nic nie widział. 
   Kiedy przestaliśmy spojrzeliśmy sobie ponownie w oczy. Ta para oczu przewiercała mnie wręcz na wylot i poznała wszystkie moje sekrety. Najważniejszy z nich - Kocham Lysandra. Każde jego spojrzenie, każdy uśmiech, każde słowa skierowane w moją stronę traktowałam jako największą świętość. Jeszcze raz pocałowałam go najdelikatniej jak się da. Oddał równie delikatnie. Uśmiechnęliśmy się do siebie.
   - Mia, ja... - zaczął, lecz nie skończył bo brutalnie mu przerwano.
   - Mia! - usłyszałam krzyk Rozalii. - Mia, mam... Oh, przeszkodziłam?
   - Nie, nie przeszkodziłaś. - zaśmiałam się i poczułam, że moja twarz zrobiła się koloru czerwonego. Eh, te przeklęte rumieńce!
   - To fantastycznie! Bo mam dla Ciebie niespodziankę! - powiedziała zbyt entuzjastycznie, co zniechęciło mnie do tej niespodzianki. Spojrzałam przerażonym wzrokiem na Lysandra, który tłumiąc śmiech obserwował tą sytuację. Szczerze mówiąc liczyłam, że wyplącze mnie jakoś, ale nie kwapił się do tego.
   - Ale teraz mamy występ. Nie mogę..
   - Spokojna twoja rozczochrana! - uspokajała mnie białowłosa. - To już załatwione!
   - Przepraszam? Co, załatwione?
   - Lysander pozwolił mi Cię porwać przed występem, żebyś odebrała niespodziankę! - wyjaśniła. Spojrzałam na niego zabójczym wzrokiem, a on uśmiechnął się niewinnie.
   - Jasne, dzięki! - powiedziałam wymuszając uśmiech.
   - To my idziemy! Niedługo wracamy.
   - A z Tobą się policzę później! - krzyknęłam do Lysa na odchodne.
   Rozalia zaprowadziła mnie do damskiej toalety i zaczęła czegoś szukać w torbie. Po chwili wyciągnęła... czerwoną sukienkę, którą mogłabym nazwać mini.
   - No i co mam z tym zrobić? - zapytałam.
   - No jak to co! - oburzyła się. - Założyć ją!
   - Ekhm.. Co? Jak to założyć? Przecież już mam sukienkę. - odparłam zdziwiona.
   - Ale występujesz na scenie i choć trochę upodobnisz się do świąt!
   - Ja Ciebie kobieto kiedyś zabiję. Obiecuję.
   - No i mam dla Ciebie jeszcze coś. - wyciągnęła z torby czapkę typową dla mikołaja. - Będzie idealnie pasować!
   - Niech zgadnę. Przebrałaś jednego chłopaka za świętego mikołaja, mam rację?
   - Nie! Ale to fajny pomysł! Następnym razem go wykorzystam.
   Z kamienną twarzą wzięłam od niej sukienkę, poszłam do jednej z kabin i przebrałam się. Szczerze mówiąc ta sukienka była śliczna. Nogi wyglądały w niej wręcz idealnie, moje czarne loki idealnie się z nią kontrastowały, a czapka mikołaja dodawała świątecznego nastroju. Wyszłam z kabiny.
   - Wow.. - szepnęła Rozalia z iskierkami podekscytowania w oczach. - Wyglądasz świetnie!
   - Nie jestem przekonana.. - mruknęłam.
   - Oj! No chodź, przecież zaraz masz występ! - pociągnęła mnie za rękę i wyciągnęła z toalety. 
   - Uduszę Cię. Po prostu cię uduszę. - powiedziałam bardziej do siebie niż do niej. Na szczęście nie usłyszała.
   Po krótkiej chwili byłyśmy już znowu na sali, niestety zwracałam zbyt dużą uwagę chłopaków co powodowało wściekłe spojrzenia dziewczyn rzucane w moją stronę. Czułam się dziwnie czując tyle par oczu zwróconych w moją stronę. Ale starałam się tym nie przejmować i przejść szybko za kulisy, potem zaśpiewać, zabawić się i pójść spokojnie do domu.
   Już po kilku minutach byłyśmy za kulisami. Odetchnęłam głęboko czując niewyobrażalną ulgę, choć myśl, że zaraz mam wystąpić na scenie przed całą szkołą nie napawała mnie entuzjazmem i radością. Lecz przerażeniem i strachem. Postanowiłam nie zaprzątać sobie tym na razie głowy i skupiłam się na luźnej rozmowie z białowłosą.
   - Boże, chcę mieć już to za sobą. - powiedziałam lekko przestraszona. - Przecież ja się zbłaźnię!
   - Nie zbłaźnisz się! - uspokajała mnie. - Słyszałam jak śpiewasz i jestem pewna, że ludzie będą zachwyceni!
   - W co ja się wpakowałam.. - szepnęłam.
   - Hej, maleńka co ty tu robisz? - usłyszałam czyjś głos za plecami. - Tutaj mogą przebywać tylko członkowie zespołu, ewentualnie przyjaciele. - W myślach już sobie wyobrażałam jak przewrócił oczami. - Mam ci po... - urwał, kiedy odwróciłam się do niego.
   - Zatkało? - zaśmiałam się.
   - Ta.. no trochę. - zmieszał się Kastiel. - Czy ty nie miałaś takiej różowej sukienki?
   - Miałam.. No ale wiesz. Rozalia.
   - Ta, czaje. 
   - Hej! - krzyknęła białowłosa. - Ja tu nadal jestem!
   - Wiemy, Roza. Wiemy.
   - Dobra, my musimy już iść. Zaraz wchodzimy. - oznajmił czerwonowłosy.
   - Jasne, tylko dam taki mały dodatek. - powiedziała z podnieceniem w głosie złotooka.
   - Co? Jaki dod.. - przerwała mi, zakładając czapkę mikołaja na głowę jednocześnie naciągając ją na oczy. - Rozalia. - syknęłam.
   - No co? Są święta! 
   - Dobra, chodźmy już bo nie wytrzymam już z nią ani minuty dłużej. - poprawiłam czapkę i złapałam Kastiela za rękę i poprowadziłam w stronę sceny. W trakcie drogi puściłam jego dłoń, sądząc, że trafi samodzielnie bez mojej pomocy. Już po chwili staliśmy za ścianą dzieląca nas a scenę. Zastanawiałam się, gdzie mogą podziewać się bliźniacy oraz Lysander.
   - Kastiel! No wreszcie! - usłyszeliśmy krzyk zza moich pleców. Lysander. - Gdzie ty byłeś? Szukałem Cię wszędzie! Wiesz, że.. Oh. - przerwał najprawdopodobniej, gdy zobaczył moje plecy. - Nie przedstawisz mnie swojej koleżance? - Odwróciłam się, a gdy zobaczył moją twarz, zdębiał i zrobił się blady jak ściana.
   - Nazywam się Amelia, ale mówią na mnie Mia, miło mi. - zaśmiałam się, podając mu rękę. Uścisnął ją z szerokim uśmiechem.
   - Zaraz rzygnę tęczą. - odparł zirytowany Kastiel.
   - Podać Ci wiadro? - zwróciłam się do niego, a on patrzył na mnie z niedowierzaniem.
   - Zgasiłaś go. - uznał rozbawiony tą sytuacją Lysander.
   - Chodźmy lepiej na scenę. - mruknął niezbyt zadowolony czerwonowłosy.
   Jak powiedział tak zrobiliśmy. Pierwsze kroki, które zrobiłam na scenie były niepewne i pełne obaw. Czułam, że zaraz opadnę z sił i nie dam radę zrobić żadnego kolejnego kroku. Z nerwów zaczęłam wyłamywać sobie palce u rąk. Niestety weszło mi to w krew, taki nawyk.
   Po chwili usłyszałam pierwsze dźwięki. Już po kilku sekundach musiałam dołączyć śpiew.
music 1
   Nie spodziewałam się tak pozytywnej reakcji ze strony ludzi. Myślałam, że już po pierwszych sekundach ludzie zaczną wychodzić z sali gimnastycznej i nie będą zadowoleni z piosenkarki, która wystąpiła. Czyli mnie. A tymczasem zaczęli śpiewać razem z nami. Czułam się cudownie.
music 2
  Kolejna piosenka. Tym razem duet z Kastielem. Muszę przyznać, że ma świetny głos i wyczucie rytmu. Bawiliśmy się przy tym świetnie. Mogłoby to trwać i trwać...
music 3
   Duet z Lysandrem to istne niebo. Śpiewa mi się z nim świetnie, ma taki cudownie czysty i brzmiący kojąco głos. Białowłosy grał na pianinie i również ze mną śpiewał. Na naszych twarzach malowały się szerokie uśmiechy, które dodawały nam sobie nawzajem otuchy.
music 4
   Czas na ostatnią piosenkę, którą wtedy zagraliśmy.  Tym razem scena należała wyłącznie do mnie. Wczułam się w tą piosenkę, starając się pokazać jak najwięcej emocji związanych z tym całym wydarzeniem. Bal.. Pocałunek.. Koncert.. Tyle zadziało się podczas jednego wieczoru. Niby to mało, ale gdy człowiek doświadczy uczuć z tym związanych zmieni zdanie. Zmieni je o 180 stopni. 
   Po kilku minutach piosenka się skończyła, czym zakończyliśmy koncert. Moją duszę przepełniało nieopisane szczęście i radość. Uśmiechnęłam się do chłopaków, a oni zmęczeni otarli swoje spocone czoła i odwzajemnili uśmiech. Z pogodnymi wyrazami twarzy zeszliśmy ze sceny kierując się za kulisy, gdzie czekała na nas reszta naszych przyjaciół oraz mój brat, który o dziwo się znalazł w tłumie piszczących fanek Kastiela, Lysandra oraz bliźniaków.
   - Byliście niesamowici! - krzyknęła radośnie Rozalia.
   - Dzięki. - uśmiechnęłam się do niej słabo, bo byłam niewyobrażalnie przytłoczona tym wszystkim.
   - Dobrze się czujesz? - zapytał z troską Lysander.
   - Wszystko w porządku. - skłamałam. Nie chciałam go martwić, zwłaszcza, że to jest zwykłe zmęczenie, które widać też na jego twarzy.
   - Jeśli tak mówisz. - wzruszył ramionami, a ja uśmiechnęłam się szeroko do niego. Chciałam potwierdzić swoje słowa, lecz jeden uśmiech nie był zbyt przekonujący.
   - Na prawdę, wszystko w porządku.
   - Cieszę się niezmiernie z tego powodu. - uśmiechnął się do mnie. - Mówiłem, że dasz sobie radę! A ty nie wierzyłaś w siebie.
   - Czasami jednak muszę Ciebie posłuchać. - zaśmiałam się.
   - Dobra, chodźmy bawić się dalej! - przerwała nam rozmowę białowłosa śmiejąca się razem z Kim.
   - Jasne! - krzyknęliśmy wszyscy równocześnie, powodując u wszystkich wybuch niekontrolowanego śmiechu.
   Ruszyliśmy całą paczką na parkiet i każdy zabrał swoją partnerkę w wir tańca. Kastiel, o dziwo zabrał do tańca Violettę. Wszystkich zdziwił ten widok, ale po chwili już nikt się tym zbytnio nie przejmował. Stałam znowu samotnie przy stoisku z ponczem i jedzeniem i ponownie zaczęłam przyglądać się tańczącym parom. Po chwili usłyszałam czyjś krzyk:
   - Mia! - odwróciłam się w stronę, gdzie znajdował się powód hałasu.
   - Alexy! Czemu się tak drzesz? - zapytałam uśmiechając się.
   - Jak to czemu?! Zabieram Cię na parkiet. - uśmiechnął się czarująco. Gdybym nie wiedziała, że jest homoseksualny powiedziałabym, że mnie podrywa.
   - To chodźmy! - odłożyłam pusty kubek po ponczu i ruszyłam razem z niebieskowłosym w głąb tańczącego tłumu.
   Przy tańczeniu z Alexym było pełno śmiechu i bólu. Lubił chodzić po moich stopach ale ja nie odwzajemniałam jego entuzjazmu. Chociaż zaraz znowu zaczynaliśmy się śmiać, czym zwracaliśmy uwagę przechodzących koło nas ludzi. Po około trzech godzinach bal się skończył i ludzie zaczęli się zbierać. W tym czasie zdążyłam zatańczyć z dwa razy z Kastielem, cztery razy z Lysandrem i pare razy z bliźniakami.
   Gdy razem z bratem wróciliśmy do domu, zastaliśmy Titi robiącą nam kolację. Podarowałam sobie ją dzisiaj i poszłam prosto do swojego pokoju, gdzie przebrałam się w piżamę, zmyłam makijaż i prosto wskoczyłam do swojego ciepłego łóżeczka.. Po chwili leżałam już w objęciach Morfeusza...


~*~
YES, YES, YES!
Skończyłam. Były łzy szczęścia, gdy skończyłam. Były łzy zwycięstwa gdy pisałam ostatnie zdania. Mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe, że tak późno dodałam ten rozdział.. Niestety. Brak weny, nowa szkoła to troszkę mnie przerosło.
Każdego dnia siadałam i pisałam po troszeńku, żeby chociaż na następny dzień mieć kilka zdań czy akapit mniej.
Więc, dziękuje tym, którzy jeszcze ze mną zostali.
Następny postaram się dodać jak najszybciej.
Pozdrawiam. ♥
Całusy, xoo.

   

poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Liebster Blog Award ~ Sami An ♥


W zamian, że nie wyrobiłam się dzisiaj z rozdziałem (będzie jutro) odpowiem na pytania, które zadała mi Sami An nominując mnie do Liebster Blog Award.
Wyjaśniając nominacja do Liebster Blog Award jest otrzymywana od innego bloggera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę". Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymywanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie ty nominujesz 11 osób (informujesz je o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który cię nominował.
Od razu chciałabym podziękować Tobie Sami za nominację, bo na prawdę to dla mnie dużo znaczy. A i jeśli to czytasz, twój blog jest cudowny i powinien dostać jeszcze tak z dziesięć nominacji :).
Zaczynamy!

1. Lubisz koty?
Uwielbiam. Koty to takie słodkie stworzonka, że aż och.. ^^ Jestem takim Natanielo-Kastielem jeśli chodzi o zwierzęta. Sama mam jednego kota w domu i szczerze mówiąc mogę powiedzieć, że wychowałam się wśród nich.

2. Znasz Stacha Jonesa?
Kojarzę, ale nie nie znam.

3. Czy lubisz Pikachu?
Lubię, a nawet powiem więcej uwielbiam. Tak na prawdę przez tego pokemona zaczęłam oglądać pokemony razem z moim kuzynem.

4. Jaka jest twoja ulubiona piosenka? (Lub piosenki?)
Na prawdę dużo by wymieniać, ale wybiorę cztery najlepsze.

5. Masz własny pokój?
Owszem, mam. Nie miałabym z kim go dzielić ^^.

6. Jaki jest twój ulubiony kolor?
Niebieski.

7. Spódnica czy spodnie?
Zdecydowanie spodnie.

8. Lubisz Jelse? (Parring Jacka Frost'a i Elsy)
Mam mieszane uczucia.
przedmiot w szkole? 9. Sweter czy bluzka?
Zależy od pory roku.

10. Umiesz śpiewać?
Jeśli umieniem śpiewać nazywasz dostawaniem szóstek na muzyce za zaśpiewanie piosenki to tak. :D

11. Opisz siebie w pięciu słowach!
Optymistka, zabawna, zawsze uśmiechająca się.


Nominuję:
http://slodkiflirtfanfiction.blogspot.com - Kazumi
http://sallywaynesweetcrush.blogspot.com - sally wayne
http://slodki-flirt-moja-wersja.blogspot.com  - Sara
http://herosi-opowiadania-przygody.blogspot.com - Aika'san
http://kartka-z-pamietnika-sf.blogspot.com - Ada Pass
http://where-no-one-needs-reason.blogspot.com - Jenny Wayen

Pytania:

1, Czy masz jakieś zwierzątko?
2. Skąd pomysł na założenie bloga?
3. Twój ulubiony serial/program telewizyjny?
4. Najbardziej aktywny komentator na twoim blogu to..?
5. Do której klasy w tym roku będziesz chodzić?
6. Masz pomysł na to co chcesz robić w życiu?
7. Twoje ulubione imię męskie?
8. Należysz do jakiegoś fandomu?
9. Opisz swojego najlepszego przyjaciela/przyjaciółkę w pięciu słowach.
10. Najlepsze wspomnienie z wakacji.
11. Ulubiony przedmiot w szkole?

Jestem już po rozpoczęciu i jestem mega zadowolona, chociaż myślałam, że będzie gorzej. ^^
Pani fajna, dwie osoby, które znam więc jest okey.
Dzisiaj prawdopodobnie rozdział jeśli nie to jutro najpóźniej pojutrze.
Miłego dnia ♥.


czwartek, 20 sierpnia 2015

♥ 1000 wyświetleń!!! ♥


Chciałabym wam tak bardzo podziękować za te tysiąc wyświetleń!
Może to się wydawać mało, ale ogromnie się cieszę, że wybił pierwszy tysiąc.
Szczerze mówiąc cieszę się jak głupia z tego tysiąca (o co możecie zapytać Klaudię-Aika'san bo ona to przeżywała razem ze mną, znaczy ja jej napisałam o tym) jestem tak szczęśliwa, że nawet sobie tego nie możecie wyobrażać.
Nie wiem czym sobie zasłużyłam na tak wiernych czytelników zwłaszcza, że nie posiadam talentu.
Jesteście cudowni, najlepsi. Lepszych czytelników nie mogłam sobie wybrać.
Te komentarze, które mi piszecie podnoszą moją samoocenę, która do tej pory była bardzo niska. Na początku nie dostawałam żadnych oznak, że wam się to podoba. Obawiałam się, że będę musiała zawiesić albo nawet zamknąć i nie kontynuować tego bloga.
Lecz zmieniła to jedna osoba, która mnie zaobserwowała a jest moim wzorem. Od razu napisałam do niej z podziękowaniami za zaobserwowanie, dostrzeżenie mojego beztalencia. Skakałam z radości co nie obeszło się bez ostrzeżenia mojej mamy, że pójdziemy do psychologa. 
Potem poznałam Klaudię, która stała się dla mnie najlepszą przyjaciółką a zarazem siostrą. Często piszemy ze sobą kiedy piszemy rozdziały na swoje blogi. Jestem jej i wam cholernie wdzięczna za to, że jesteście. Za to, że mnie wspieracie. Jest to dla mnie znak, że warto kontynuować tego bloga. Że warto pocić się przez dobre pare godzin, żeby napisać rozdział.
Dziękuje wam jeszcze raz ogromnie.
Buziaki i uściski ♥.
/J.

sobota, 8 sierpnia 2015

Rozdział dziewiąty





Piątek. Ostatni dzień tygodnia szkolnego. Szczerze mówiąc, pierwszy raz chciałam, żebyśmy chodzili do szkoły w weekendy. Kastiel stwierdziłby, że majaczę. Nie dziwię się. Sama sobie myślę, że to głupie, ale chciałabym spędzić więcej czasu z przyjaciółmi. Co prawda mogłabym do nich zadzwonić i się z nimi umówić, ale zwyczajnie nie chciało mi się. Każdy ma swoje dni lenistwa. Przynajmniej tak mi się wydawało, a jak nie to byłam jedyną dziewczyną, która umie porządnie wziąść się za leniuchowanie. Popcorn, ciepła herbatka, piżamka, maraton Teen Wolf'a i spotkanie z dziewczynami. O taak! Idealnie. Nie zważając dalej na moje poprzednie rozmyślania usiadłam do pozycji siedzącej. Ziewnęłam potężnie i podeszłam do szafy. Wzięłam ubrania i pobiegłam do łazienki. Umyłam się, przebrałam i uczesałam. Szybko zeszłam na dół gdzie zastałam moją ciocię.
   - Hej ciociu - przywitałam się.
   - Cześć skarbie - odpowiedziała mi - Wyspałaś się?
   - Powiedzmy, że tak. Pamiętaj, dzisiaj meble przywożą. Będziesz w domu?
   - Tak będę. A na ten cały bal ktoś Cię zaprosił?
   - Mhm, Simon też pójdzie znalazłam mu partnerkę.
   - Tak? Na pewno się ucieszy. Jak chcesz możesz zaprosić koleżanki, żebyście się mogły przyszykować.
   - Dzięki Titi! - krzyknęłam i ją mocno ucisnęłam.
   - Dobra, dobra puść mnie bo mnie udusisz - powiedziała ledwo - Masz tu śniadanie.
   - Dzięki.
   Zjadłam śniadanie z prędkością światła i pobiegłam wziąść torbę z książkami. Po chwili byłam już na dole. Schowałam klucze od domu i wyszłam z domu. Na podjeździe czekał już na mnie mój motor. Wsiadłam na niego, lecz go nie odpaliłam. Dlaczego? Zauważyłam rudą małpę, która na mnie się gapi i głupio szczerzy. Gdy już napotkał mój wzrok powoli szedł do mnie. Nie wiedziałam czemu on tu jest, zbytnio mnie to nie obchodziło.
   - Czego tu chcesz? - mruknęłam.
   - No, cześć Mia, jak się czuję, o tak dzięki wspaniale - odpowiedział sarkastycznie.
   - Po co przyszedłeś aż tutaj? To kawał drogi do szkoły, a ty nie masz po drodze.
   - Hmm, pomyślmy. Chciałem odwiedzić przed szkołą moją przyjaciółkę czy to źle?
   - Nie wręcz przeciwnie Kastielku.
   - Nie mów tak na mnie! - warknął.
   - Dobra, dobra sorry - uniosłam ręce, jakby miał do mnie strzelać - Więc?
   - Co więc? - zapytał z szyderczym uśmieszkiem.
   - Japier.. znaczy ty jesteś tak tępy czy tylko udajesz? - zapytałam.
   - Na twoje szczęście tylko udaję.
   - Jakoś nie przekonuję mnie to. Więc po co tu przyszedłeś?
   - No chciałem Cię podwieźć do szkoły - powiedział.
   - Okej, to gdzie jest twój pojazd? - zapytałam.
   - Siedzisz na nim.
   - Co? Mój motor?! O nie, nie!
   - Powiedziałaś, że dasz mi się kiedyś nim przejechać!
   - Ale to kiedyś akurat musi być dzisiaj?!
   - Tak musi.
   - Po co ja ci to mówiłam - mruknęłam pod nosem. - Dobra. Ale nie szalej zbytnio.
   - Jasne, szefowo - odparł z uśmiechem. Pierwszy raz widzę go się szczerze uśmiechającego. A niech mu będzie, taki dzień dobroci dla rudych małp. Jak się postara to więcej razy w roku będzie obchodził ten dzień, nawet nie wiedząc, że taki istnieje. Ruszył, zbytnio nie trzymałam się go mocno bo przywykłam do szybkich przejażdżek. A z resztą jakby chciał się ścigać ze mną z pewnością przegrałby. Kiedyś w dalekiej przyszłości powiem mu, że się ścigałam i, że trenowałam akrobatykę na motorze. Te zachwyty, te oklaski. Ale to nie o to chodzi. Chodzi o pasję. Chodzi o to czy się chcę to robić. Bez przymusu i takie tam. Gdy tylko zsiedliśmy widziałam wściekłe spojrzenie jakiejś blondyny. Zaśmiałam się w duchu i uśmiechnęłam pod nosem co nie uszło bez uwagi Kastiela.
   - Co się śmiejesz? - zapytał wyraźnie zirytowany.
   - Widziałeś tą blondynę? - zapytałam rozbawiona - Jej mina wyrażała wszystko, haha.
   - Szkoda, że nie zauważyłem. Następnym razem uprzedzaj, że Amber idzie.
   - Po co? To Amber? - zapytałam.
   - Ta, trzeba będzie jej jakoś utrzeć jej spiczasty nos.
   - Szatan, nie człowiek. Ale podoba mi się.
   - Miło mi, haha - zaśmiał się - Tak w ogóle mam pytanie do ciebie.
   - Słucham Ciebie Kastielku - zachichotałam.
   - Czemu nie trzymałaś się mnie mocno podczas jazdy? Były ostre zakręty...
   - Wprawa. Jeżdżę od lat. - powiedziałam nie kłamiąc tylko nie mówiąc całej prawdy - Reszty dowiesz się w dalekiej przyszłości.
   - A daleka przyszłość kiedy będzie?
   - Nigdy, ciołku matołku.
Wtedy postanowiłam uciec prosto do szkoły. Wiedziałam, że jeśli tam zostanę to nie wrócę żywa, albo przynajmniej nie w całości. Na korytarzu spotkałam Lysandra i Rozalię.
   - Mia, skarbie pozwól tu na chwilę - powiedziała spokojnie Roza.
   - Aha, coś się szykuję - szepnęłam do siebie.
   - Cześć Lys - przywitałam się, wspięłam się do poziomu jego twarzy i pocałowałam w policzek. Na jego twarzy zauważyłam nie małe zdziwienie, a na policzkach powoli powstawał soczysty rumieniec.
   - Witaj, Mia - odpowiedział z uśmiechem.
   - Rozalio, o co chodzi? - zapytałam ciekawa.
   - Hmm, dzisiaj przyjeżdża twój brat? - odpowiedziała.
   - Tak, a co?
   - No.. mogłabym go poznać?!
   - Jasne, czemu nie. Jesteście przecież partnerami na imprezie - odpowiedziałam śmiejąc się.
   - Super! Lysiu też pójdzie!
   - Co czemu ja? - zapytał się zdziwiony.
   - Dotrzymać mi towarzystwa!
   - Dobrze, mam nadzieję, że to nie będzie problem, Mia? - powiedział.
   - Czemu nie, w trójkę będzie raźniej - odpowiedziałam z uśmiechem. Odwzajemnił go i postanowiliśmy iść wspólnie na lekcje polskiego. Tak jak zawsze usiadłam razem z Lysem w ławce. Nie obyło się bez śmiesznej rozmowy na karteczkach i bez zniewalającego uśmiechu białowłosego. Nie umknęło bez uwagi to Rozie, która siedziała z Kim ciągle coś szepcząc. Posłałam jej tylko groźne spojrzenie i od tamtej pory starała się nie rozmawiać z czarnowłosą. Choć czasami pokusa zwyciężała z Rozą i nie mogła się powstrzymać, żeby nie skomentować mojej relacji z Lysandrem. Czekaj, czekaj.. Jaka znowu relacja? Przecież mnie z nim nic nie łączy.. chyba. Cholera jasna! Czemu chłopcy z naszej szkoły muszą być tacy interesujący? Z jednej strony Lysander jest ideałem każdej dziewczyny, a z drugiej strony Kastiel, który ma charakter, który chcę poskromić. Ehh.. z tych zamyśleń obudził mnie sms. Tym razem nie od białowłosego ale od Rozy.


I jak? Jesteście razem?! Pisz, szybko!! 

Nie nie jesteśmy razem! Tylko rozmawiamy, co Ci przyszło do głowy?
Jasne, jasne. Ja wiem! Coś się kręci!
Roza, boże kochany. Nic się nie kręci. Lysandra traktuję jak brata, a on mnie jak młodszą siostrę. Choć ja jestem od niego starsza co jest mega dziwne.
Hej! Nie zmieniaj tematu! Kiedy Lysio jest z tobą, albo Cię widzi uśmiecha się. Ale jak jesteś z Kastielem kipi od niego wściekłością.
Może się tylko troszczy? Mówiłam traktuję mnie jak SIOSTRĘ! A nawet jeśli się w nim zakochałam to nie mam u niego szans! Każda go chcę, a on może mieć każdą!
Wtedy chciałam zapaść się pod ziemię. Wtedy zrozumiałam, że może faktycznie coś do niego czuję? Nie wiem, nie wiem. Ale wiedziałam wtedy, że pożałowałam tego co napisałam. Nie mal natychmiast dostałam kolejnego sms'a od Rozy o treści:
Czyli jednak! Kochasz go! YAY! Mia kocha Lysia! Mia kocha Lysia!
Nie napisałam tak! Napisałam "Nawet jeśli"! Wiesz, że to jest różnica!
Mnie nie wkręcisz. Założę się, że po balu będziecie razem.
Zacznijmy od tego, że ekhm Roza idę z Kasem. A wiąże się to z tym, że nie będzie mnie spuszczał z wzroku. Co za tym idzie nie ma szans, że porozmawiam z Lysem.
Coś się wymyśli, kochana. Coś się wymyśli. Spokojna twoja rozczochrana. Przygotuj się na rozmowę z nim. Jezu! Tak się cieszę! W przyszłości możemy zostać szwagierkami!
Roza.. błagam Cię. Nie jestem z nim i prawdopodobnie nie będę. Wątpię, że on do mnie coś czuję. Jestem zwykłą dziewczyną, a on jest ideałem każdej dziewczyny.
Hej! Mów za siebie. Moim ideałem jest Leo i nigdy się to nie zmieni. A z resztą nie jesteś zwykłą dziewczyną! Jesteś najwspanialszą przyjaciółką a co za tym jesteś miła i przyjacielska i do tego ładna. Każdy chciałby Cię mieć.
Dzięki Roza. Ale to tyle. Jestem najwspanialszą przyjaciółką i to tyle. Przyjaciółką, nie dziewczyną. A to jest różnica prawda?
No tak. Ale wy pasujecie do siebie! Znaczy jesteście jak ogień i woda, ale to was do siebie przyciąga! I to jest najpiękniejsze w tym wszystkim.
Dobra, okej. Koniec bo zaraz koniec lekcji.


Po tej wiadomości białowłosa już mi nic nie napisała. Chociaż nie skłamałam, żeby skończyć tą bezsensowną rozmowę. Bo faktycznie zostało tylko pięć minut do dzwonka. Kiedy skończyłyśmy pisać, zauważyłam, że Lysander mi się przypatruję. Wyglądało to tak, jakby chciał mi coś powiedzieć, albo o coś poprosić. Nie pytałam się go o co chodzi bo wiedziałam, że jeśli będzie chciał sam zapyta. Kiedy tak o tym myślałam przypomniałam sobie poinformować dziewczyny o przygotowaniach.

Wysłałam im wiadomości o takich samych treściach:


Zapraszam na przygotowania na bal. U mnie o godzinie szesnastej :3 Znasz adres, więc trafisz.

Mia <3.


Dostałam wiadomości typu: "Okej, super cieszę się!", "Już się nie mogę doczekać!". Czytając te wiadomości usłyszałam głos Lysa nad sobą.

   - Cześć - powiedział z czarującym uśmiechem.
   - Hej - odpowiedziałam mu również uśmiechem. - Co tam?
   - Nic, chciałbym cię o coś poprosić - odparł.
   - Jasne, słucham.
   - Chciałbym, żebyś zaśpiewała jedną piosenkę na balu.
   - Że co?! Ja?! Ale ja nie mam talentu, tylko się ośmieszę...
   - Mia, ty masz talent, tylko nie chcesz się przyznać.
   - Chciałabym w to wierzyć. Dobra zaśpiewam.
   - Kurde, zapomniałem o dzisiejszej próbie.
   - Oj Lysiu, Lysiu ty to własnej głowy zapomnisz. A jeśli tak bardzo jest ta próba ważna to możecie ją zrobić u nas.
   - Serio? Jesteś wspaniała, cudowna! Dzięki wielkie, Mia! - przytulił mnie mocno i okręcił kilka razy wokół własnej osi.
   - Hej, ja tylko pomagam przyjaciołom w potrzebie! - odpowiedziałam z uśmiechem.
   - Hej gołąbeczki, nie przeszkadzam? - zapytał głos z tyłu. No tak to Roza.
   - Nie, nie przeszkadzasz - odpowiedzieliśmy równo.
   - Na pewno? Bo jak chcecie to mogę iść.
   - Nie! Znaczy jak chcesz to zostań - odpowiedzieliśmy równo znowu.
   - Hej, czuje się dziwnie.
   - A ja się niby nie czuję dziwnie? - znowu odpowiedzieliśmy równo.
   - Przestańcie!
   - Ale jak? To nie moja wina, że Mia/Lysander mówi to samo! - znowu.
   - Kurde, idę stąd.
   - Nie idź! - krzyknęliśmy równo. - Rozalia!
   - Dobra, zostanę. Ale przestańcie!
   - Dobrze - odpowiedziałam. - Wreszcie. Przeraża mnie to.
   - Mnie też, nie jesteś sama - odparł Lysander. - Ale to nie oznacza, że nie jesteś wspaniałą partnerką do rozmów.
   - Ty też nie jesteś najgorszy - odpowiedziałam żartując. Ale od razu, gdy zobaczyłam smutną minę chłopaka odwołałam swoje słowa. - Żartowałam, głuptasie.
Na te słowa białowłosy się rozpromienił. Ale nie zrozumiałam jednego. Jak mógł pomyśleć, że źle mi się z nim rozmawia? Z nim mi się lepiej rozmawia niż z Rozalią! Tak to jest możliwe. Sądzę tak zwłaszcza wtedy kiedy nadaję mi o butach, o tym w kim się zakochałam i tak dalej. Lysandrowi tego co prawda nie mogę powiedzieć ale w każdej innej sprawie mogę mu zaufać i wiem, że mnie wysłucha albo doradzi. 
    - Dobra, idę szukać Kastiela, żeby powiedzieć mu, że próba jest u mnie - powiedziałam z uśmiechem.
   - Właściwie miałem właśnie iść do niego, wiec możemy iść razem - odpowiedział.
   - Dobra, ja idę pod klasę. Mia, Lysiu widzimy się na.. matmie. Ehh... - westchnęła.
   - Jasne jak słońce - powiedzieliśmy równo.
   - Mieliście przestać!
   - Wiemy! - odpowiedzieliśmy równo śmiejąc się. Wyszliśmy wspólnie na dziedziniec zaciekle rozmawiając o koncercie na balu. Zapewnił mnie a raczej poinformował mnie, że zajmuję sobie kilka tańców ze mną. Z chęcią się zgodziłam bo wiedziałam, że Kastiel to Kastiel, go do tańca nie zmusisz. A z własnej inicjatywy wątpię żeby to zrobił. Nie miałam zamiaru przesiedzieć cały bal na krześle patrząc jak inni się bawią. Nie wiedzieliśmy, gdzie się podział. Wpadłam na pomysł, że może być na dachu szkoły. Przecież to tam lubi chodzić. Postanowiłam nie wchodzić na piętro tylko tam się wspiąć. Nie to się robiło w gimnazjum czy podstawówce, hyhy. Było wysoko, ale wspięłam się po drzewie, gdzie Kastiel lubił sobie popalać. Na twarzy białowłosego było widać nie małe zdumienie. No tak pierwszy raz widzi mnie w akcji. Po jakiś pięciu minutach wspinaczki byłam już na dachu. Dałam znać Lysandrowi, żeby poczekał chwilę. Zobaczyłam tam opartego o ścianę czerwonowłosego. Najprawdopodobniej spał. Postanowiłam się zabawić. Podeszłam do niego najcichszej jak mogłam. Pocałowałam go i szybko schowałam się za małą budką.
   - Kto to do cholery?! - warknął.
   - Śpiący Królewicz się obudził, o jak miło - odpowiedziałam.
   - Kurwa, Mia wystraszyłaś mnie. Myślałem, że to Amber i, że muszę wziąść gumę.
   - Dobra, dobra. Informuję Cię, że od razu po szkole próba u mnie.
   - U Ciebie? A to czemu?
   - Bo mi się tak podoba. Idziesz czy nie?
   - Ta idę. Masz sprzęt?
   - Jasne, nie wierzysz we mnie? Jak zobaczysz moją piwnicę zdziwisz się oj zdziwisz kochaniutki.
   - Kochaniutki? Wymyślasz nowe ksywki?
   - Co nie podoba się? Mogę cię zacząć nazywać rudą małpą, ciołkiem i tak dalej.
   - Już wolę kochaniutkiego.
   - I tak nie obiecuję, że nie będę Cię nazywać rudą małpą to jest taka fajna ksywka. A zwłaszcza dla Ciebie.
   - Jesteś pewna tego co mówisz?
   - W stu procentach, ciołku.
Czas uciekać, znowu. Skoczyłam zwinnie na drzewo, zwisłam i zeskoczyłam.
   - Papa, ruda małpeczko - krzyknęłam na odchodne. Po małej wymianie zdań z czerwonowłosym razem z Lysandrem pomaszerowaliśmy z uśmiechami na twarzach do sali, gdzie miała się odbyć lekcja matematyki. Oczywiście z resztą jak zawsze usiadłam z białowłosym. Wtedy właśnie sobie zdałam sprawę, że prawie na wszystkich lekcjach siedzę z nim. Z wyjątkiem tych gdzie siedzimy sami. No tak, czyli siedzę z nim na każdej lekcji, gdzie tylko są dwa wolne miejsca. Genialnie. Chociaż mało mnie z nim łączy, lubimy ze sobą spędzać czas, rozmawiać. Wspieramy siebie np. w zakupach z Rozalią. Jeśli poprosi mnie, to Lysander ze mną idzie. A jeśli jego poprosi to ja idę z nim. Tak żeby nam się nie nudziło. Bo jak wiadomo, zakupy z Rozalią mogą być strasznie nudne. A zwłaszcza wtedy jak trajkocze jak katarynka nie dając dojść do słowa.
Reszta lekcji minęła dość spokojnie jak na tą szkołę. Poznałam słynną blondynkę Amber razem z jej świtą Li i Charlotte. Blondyna powiedziała, że mam zostawić jej "Kastielka" w spokoju. A ja ją zwyczajnie wyśmiałam. No cóż nie wiem czy dobrze postąpiłam. Ale czasu nie cofnę a z resztą nie chciałabym bo jej mina wygrała wszystko. Zrobiła się czerwona ze złości i chciała mi już przyłożyć, ale byłam szybsza i złapałam jej nadgarstek. Dała mi już spokój bo zadzwonił dzwonek na lekcje. Po zajęciach poczekałam na wszystkich. Pierwsi przyszli białowłosi i musieliśmy oczywiście czekać na szanownego pana Kastiela. Po jakiś 5 minutach zjawił się.
   - Witam młodzieży! - krzyknął czerwonowłosy.
   - Raczyłeś się stawić wreszcie - mruknęłam.
   - Aż tak za mną tęskniłaś? - zapytał rozbawiony.
   - Za twoim krzywym ryjem? Pewnie.
   - Powiedziała ta co ma prosty.
   - Czyli się przyznajesz, że masz krzywy? Oj Kastielku nie spodziewałabym się.
   - Ile razy Ci mam mówić żebyś tak na mnie nie mówiła?
   - Oj dużo Kastielku - odpowiedziałam na co Rozalia i Lysander zaczęli się śmiać. Uwielbiałam go wkurzać, a jeśli moim przyjaciołom daje to radość tym bardziej. - Dobra, dobra nie wkurzaj się bo złość piękności szkodzi. Chociaż...
   - Co chciałaś powiedzieć? - zapytał się zirytowany.
   - Oj no już. Chodźmy, jak wrócimy zrobię obiad.
   - Wiesz, że nie musisz? A nawet nie powinnaś? - powiedział Lysander.
   - Dla przyjaciół i Kastiela wszystko - zaśmiałam się.
   - Ej! Co mnie obgadujecie? - zapytał czerwonowłosy.
   - Skąd wiesz, że Ciebie? - odpowiedziałam.
   - Instynkt.
   - Macierzyński? - zaczęłam się śmiać. Po chwili dołączyli do mnie białowłosi. W takiej atmosferze pomaszerowaliśmy do domu. Przy moich przyjaciołach czułam, że żyję. Czułam się beztrosko w ich towarzystwie. Kazałam im poczekać w salonie i pobiegłam na górę. Zapukałam do pokoju mojego brata. Otworzyłam je.
   - Simik! - krzyknęłam i się na niego rzuciłam.
   - Meliś! Jak się cieszę, że Cię widzę! - odpowiedział. - A teraz poproszę obiad.
   - Haha, lepiej powiedz jak ci się podoba pokój!
   - Jest cudowny! Znaczy.. jest okropny.
   - Ranisz me serce. Chodź na dół poznam Cię z moimi przyjaciółmi.
   - Już sobie przyjaciół znalazłaś? Szybka jesteś.
   - A jak. Nie przyprowadziłam samych dziewczyn. Jest jedna i dwóch chłopaków.
   - No to dobrze. Już myślałem...
   - Ty lepiej za dużo nie myśl. Bo ci to zbytnio nie wychodzi. Choodź!
Wzięłam go za rękę i zaciągnęłam na dół. Weszliśmy do salonu. Przy stole siedzieli Roza i Lys, a na kanapie siedział spokojnie Kas. Postanowiłam go zaskoczyć, więc dałam znać reszcie, żeby się nie odzywała. Zrozumieli to i wykonali polecenie. Podeszłam do niego, objęłam jego szyję. A on przerzucił mnie przez ramię i przez co wylądowałam na podłodze z obolałymi plecami.
   - AAAA! - krzyknęłam zwijając się z bólu - Kurwa, Kastiel.
   - Jezu, przepraszam. - odpowiedział.
   - Nienawidzę Cię - powiedziałam zaciskając zęby. - A może ktoś by mi tak pomógł?
Jak na komendę wszyscy podeszli do mnie i pomogli wstać. Lysander podał mi rękę, dzięki czemu mogłam wstać. Jak się wyprostowałam coś mi strzyknęło w plecach. Przez co znowu zgięłam się w pół.
   - Może się położysz? - zaproponował Simon.
   - Nie. Przecież umrzecie z głodu, a z resztą mamy próbę. - odpowiedziałam.
   - To ja Ci pomogę z obiadem chociaż - zaproponowała Rozalia.
   - Byłoby miło, dzięki - uśmiechnęłam się do niej. - A wy możecie usiąść w salonie i włączyć telewizje. Potem weźmiemy się za próbę.
   - Nie. Potem to którejś z nas zrobi Ci masaż. - powiedział mój brat.
   - Ta, niby kto? Może ty? - prychnęłam i zaczęłam iść do kuchni. Po paru sekundach byłam już przy blacie zaczynając przygotowywać obiad dla gości. Wyjęłam potrzebne mi składniki. Po pół godzinie wszystko było gotowe.
   - Dzieeeeeci, obiad! - krzyknęłam rozbawiona.
   - Idziemy, mamo - odpowiedzieli chłopcy.
Wszyscy usiedli przy stole i wzięli swoją porcję na talerz. Po parunastu minutach wszystkie talerze były puste. Ślicznie podziękowali za poczęstunek i postanowiłam zaprowadzić wszystkich do piwnicy, gdzie miała odbyć się nasza próba. Ich miny były tak piękne, że chciałam je uwiecznić, ale nie miałam przy sobie aparatu, a telefon zostawiłam w pokoju brata. Tylko Lysander nie pokazywał aż tak wielkiego szoku jak Rozalia czy Kastiel.
   - To co zaczynamy? - zapytałam z lekkim rozbawieniem.
   - Jasne - odpowiedział białowłosy z uśmiechem.
Próba trwała godzinę. Pełen śmiechu i radości czas spędzony z nimi wynagrodził mi ból w plecach. Chociaż, gdy się śmiałam czasami chciałam przeklnąć wszystko i wszystkich. Kastiel musiał wcześniej wyjść bo musiał jeszcze wstąpić do domu nakarmić i wyprowadzić swojego psa. Białowłosi zostali u mnie jeszcze.
   - To co oglądamy jakiś film? - zaproponowałam.
   - Okej - odpowiedzieli wspólnie.
   - Tylko ostrzegam. Trzymamy z Simem i ciocią w domu tylko horrory.
   - Nie masz żadnego romansu? - zapytała zawiedziona Rozalia.
   - Niestety, moja rodzina nie z takich - odpowiedziałam. - A ty Lys nie masz nic przeciwko?
   - Nie, nie. Możesz puścić - powiedział.
Przesiedzieliśmy tak trzy godziny na oglądaniu filmów. Było przy tym dużo śmiechu i strachu. Po jakimś czasie zaczęło niemiłosiernie lać, więc zaproponowałam im nocleg. Rozalia zgodziła się od razu, a Lysander chciał jednak nie robić problemu i iść do domu. Lecz zagroziłam, że nie odezwę się do niego do końca życia, więc jednak mnie posłuchał i został. 
   - Simik! - krzyknęłam.
   - Tak Meliś? - odkrzyknął mi brat.
   - Dasz Lysowi jakąś koszulkę i dresy?
   - Spoko. Tylko niech tu przyjdzie to sobie będzie mógł wybrać. - odpowiedział.
   - Dzięki, jesteś wielki braciszku.
   - Wiem, wiem. A ty ten.. jesteś z nim?
   - No coś ty. Ja z ideałem Słodkiego Amorisa? Pomarzyć można.
   - Jak ja wkroczę do tej szkoły to ja zostanę ich ideałem.
   - Na pewno nie moim.
   - Na zawsze zostanie nim Lysander, co?
   - Mhm. Dobra ja idę po Lysia i zaraz wracamy.
Poszłam po białowłosego do salonu i kazałam mu iść do mojego brata. Z uśmiechem wymalowanym na ustach poszedł na górę. Wymieniłam się z Rozalią radosnymi uśmiechami i postanowiłyśmy przebrać się w piżamy i zrobić nam i chłopakom po kubku gorącego kakałka. Trafiłyśmy w dziesiątkę bo po wypiciu gorącego napoju chłopcy pogodnie się do nas uśmiechnęli. Z racji braku miejsca do spania Lys musiał spać z nami w pokoju. Zaproponowałam mu, żeby spał razem ze mną i z Rozalią na łóżku. O dziwo od razu się zgodził. Ułożyliśmy się w sposób taki, że ja spałam na środku, Lys po prawej stronie, a Rozalia po lewej. Koło drugiej nad ranem postanowiłam napić się wody. Zeszłam po cichu na dół i pomaszerowałam do kuchni. Wzięłam do ręki butelkę z wodą i zaczęłam powoli ją popijać myśląc o relacji mojej między Lysandrem. Nie miałam zamiaru robić jakiegokolwiek kroku bo wyszłabym na zdesperowaną nastolatkę. A przecież chciałam, żeby mnie traktował poważnie. Usiadłam na blacie i dalej rozmyślałam. Jednak coś mi to przerwało, a dokładniej usłyszałam jak ktoś schodzi ze schodów.
   - Hej - powiedział zaspanym głosem Lys. - A co ty tu robisz?
   - Napić się chciałam - odpowiedziałam z uśmiechem. - A ty?
   - Też chciałbym się napić.
Podałam mu butelkę i powoli zaczął z niej pić. Dopiero wtedy zauważyłam, że jest bez koszulki. Jednak pod tym grubym płaszczem kryje się niezwykłe ciało.
   - A tobie nie jest za gorąco? - zapytałam z lekkim rozbawieniem.
   - Tak jakoś wyszło. Ciepło mi się zrobiło.
   - Mhm. Okej. To co idziemy spać?
   - Tak, ale poczekaj.
   - Hm?
Po tym pytaniu zaczął się do mnie powoli przybliżać. Kiedy był już blisko mnie włożył niesforny kosmyk włosów za moje ucho. Poczułam wtedy, że zaczyna mi się robić niesamowicie gorąco, choć jest szesnasty grudnia. Z każdą sekundą był coraz bliżej mojej twarzy. W pewnej chwili nasze nosy zaczęły się stykać. Musnął delikatnie mój kącik ust. Nie wytrzymałam tej sytuacji i wpiłam się w jego usta. Z każdym następnym momentem napierał na mnie coraz bardziej, ale z chęcią oddawałam każde pocałunki. Czułam niesamowite motylki w brzuchu. Nigdy tego nie poczułam. Pierwszy raz czułam się tak fantastycznie podczas pocałunku. Kiedy już zabrakło nam powietrza przestaliśmy. Stykaliśmy się swoimi czołami. Uśmiechnęliśmy się do siebie, a ja się stałam czerwona jak truskawka. Dobrze, że była noc i nic nie widział. 
   - Em.. Idę spać.. - powiedziałam zmieszana.
   - Dobranoc - odpowiedział tak, że ledwo było go słychać.
Poszłam na górę i położyłam się. Byłam niesamowicie podekscytowana przez co nie mogłam zasnąć. Po jakichś 10 minutach usłyszałam jak wchodzi do pokoju. Położył się koło mnie. Otoczył mnie swoim ciepłem, dzięki któremu zasnęłam...

~*~
Coś dla fanów naszego kochanego Lysiaczka-pysiaczka-misiaczka. Osobiście po przeczytaniu jednego bloga postanowiłam Lysia na pierwszym miejscu.
Pozdrawiam i życzę miłego dnia ^.^