poniedziałek, 29 czerwca 2015

Rozdział piąty "Imprezka"




Jak wstałam była ok. 5.30, więc postanowiłam już więcej nie zasypiać. Spokojnie i powoli oswobodziłam się z objęć Lysandra i wstałam. Pomaszerowałam do pokoju, aby zabrać rzeczy i poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, ubrałam się, umalowałam się, uczesałam się i powędrowałam do kuchni, żeby zrobić chłopakom śniadanie. Pomyślałam, żeby Kastielowi zrobić jakieś świństwo, ale skoro to mój gość MUSZĘ być miła. 
- Hej piękna - wiedziałam, że to Kas bo Lys by tego na pewno nie powiedział.
- Hej brzydki - uśmiechnęłam się do siebie.
- Coś ty powiedziała?
- Powiedziałam brzydki? Oh, moja pomyłka. Chciałam powiedzieć najprzystojniejszy, najmądrzejszy człowiek na świecie - odpowiedziałam z sarkazmem.
- To fajnie, że tak o mnie sądzisz. Wreszcie coś zrozumiałaś.
Prychnęłam i podałam mu śniadanie. Chwile później przyszedł białowłosy i podziękował za śniadanie. Zaczęliśmy wspólnie jeść. Czerwonowłosy zaczął komentować jakie to niedobre, okropne i straszne. Za to Lysander zaczął komentować jego niekulturalne zachowanie przy stole, dziękowałam mu w myślach bo dzięki jego wykładowi na temat zachowania Kastiela, czerwonowłosy się przymknął i jadł dalej. Posprzątałam po śniadaniu i powiedziałam chłopakom, że czas zbierać się do szkoły. Kas powiedział, że pojedzie sam samochodem, a ja mam odwieźć Lysa na motorze.
- Nie! Nie wsiądę na to! - krzyknął.
- Czemu? Przecież to jest bezpieczne! Nie wierzysz mi? - zapytałam się.
- Wierzę Ci, ale nie wierzę tej maszynie! - burzył się.
- Złapiesz mnie w talii, jeśli się tak boisz - powiedziałam, nie wierząc co ja mówię.
- N-no dobrze - na te słowa widać było, że Lysander się zarumienił i postanowił zrobić tak jak powiedziałam. Dałam mu kask i oboje wsiedliśmy na motor. Tak jak mówiłam złapał się mnie w talii i pojechaliśmy w drogę do szkoły. Śmiałam się w duchu z zaistniałej sytuacji, ale to normalne, że się bał skoro nigdy nie jeździł taką maszyną. Po jakichś 15 minutach jazdy byliśmy na miejscu. Białowłosy tylko westchnął z ulgą, ściągnął kask i poszedł w stronę wejścia. Zrobiłam to samo i udałam się w stronę mojej szafki. Wzięłam książki od angielskiego i powędrowałam w stronę sali B.
- Mia! Czekaj! - krzyczał ktoś za moimi plecami.
- Hę? - odpowiedziałam znajomemu głosowi. To była Rozalia!
- Widziałam Cię z Lysandrem! Spał u Ciebie, czy jak?
- No przenocował u mnie bo zerwała się ulewa jak odprowadził mnie do domu.
- Spaliście razem?
- Roza! Wiesz co, przeżyłam upojną noc z chłopakiem, którego znam jeden dzień, plus do tego, że jeszcze Kastiel był u mnie.
- No nieźle, dwóch chłopaków naraz. Kobieto, zaszalałaś!
- Nie wyczułaś sarkazmu?
- Oczywiście, że wyczułam. Ale wolałam się upewnić. Dobra, ale to nie po to zaczepiłam Cię! Słyszałaś, że organizują bal zimowy?
- Nie. Dopiero weszłam do szkoły, więc...
- Idziemy! Prawda?
- A mam jakiś wybór?
- Niezbyt. Musisz iść!
- No to pójdę! Ale teraz muszę iść na angielski, na razie - uśmiechnęłam się i znowu zaczęłam wędrować do sali B. Cały czas myślałam o tym balu. Powinnam iść czy może się jakoś wykręcę? Z resztą skoro obiecałam Rozalii muszę iść, niestety. Nigdy nie lubiłam bali czy imprez w tym stylu. Najlepsze jest w tym jak się dowiedziałam, że trzeba przyjść z partnerem lub partnerką. Wtedy wiedziałam, że na pewno nie pójdę. Z racji braku partnera. Chociaż kto to wie? Może poznam kogoś i ten ktoś mnie zaprosi na bal? Skoro został jeszcze jakiś tydzień, może więcej do imprezy. Tak myślałam, że na kogoś wpadłam.
- Roza! Możesz mi powiedzieć czy koniecznie trzeba z kimś przyjść? - zapytałam się.
- No raczej, że trzeba! A co?
- No, bo może być z tym problem. Nie znam nikogo z kim mogłabym pójść.
- Nie bój się! Zaradzimy coś na to. Powiedz.. Mieszkasz z kimś?
- Chwilowo nie. Ciocia wyjechała na kilka dni do przyjaciółki.
- Idealnie! - uśmiechnęła się i natychmiast wyjęła telefon i zaczęła coś pisać. - Bądź gotowa na imprezę ok. 18.30, resztą ja się zajmę.
- Jak to?! Jaka impreza?!
- No, trzeba Cię poznać z większą ilością osób.
- Przyjdź do mnie ok. 17.30 to pomożesz mi przy organizacji.
- Nie ma sprawy! Twoja prywatna doradczyni Rozalia będzie w pogotowiu - uśmiechnęła się i pobiegła gdzieś. Wcześniej chciałam udać się na spacer do parku, ale z racji, iż białowłosa zepsuła mi plany musiałam wcześniej pójść do domu.

*****

Zaczęłam sprzątać cały dom, gdy skończyłam poszłam pod szybki prysznic.
Zorientowałam się, że nie powiedziałam Rozalii, żeby goście nie przynosili alkoholu!
Szybko chwyciłam za komórkę i wysłałam jej smsa o treści:

"Rozalia przekaż gościom, żeby nie przynosili alkoholu bo zabije. Nie chce mieć na pieńku z moimi sąsiadami, a zwłaszcza z policją.
Mia."

Gdy kliknęłam przycisk "Wyślij" odetchnęłam z ulgą. Po paru minutach dostałam od niej smsa o treści "Nie martw się. Zrobione, szefowo :)".
Postanowiłam szybko się przebrać, umalować się i uczesać. Po jakiejś godzinie byłam gotowa na przyjazd pomocy ze strony dziewczyny i jej koleżanek. Zbliżała się 17.30 i z niepokojem czekałam. Czekałam. Czekałam. Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi, więc krzyknęłam "PROSZĘ!". Wstałam i podeszłam do drzwi, zobaczyłam tam Rozę oraz trzy jakieś inne dziewczyny.
- Wow, dziewczyno mówiłam, żebyś się ładnie ubrała, ale nie aż tak - powiedziała białowłosa - Tak w ogóle, dziewczyny poznajcie Mie Brooks. Julia to jest Violetta, Iris oraz Kim.
- Hej, na prawdę wyglądasz przepięknie - powiedziały zgodnym chórem.
- Dzięki, wy też wyglądacie zjawiskowo - powiedziałam i zaprosiłam je gestem do salonu - tu możecie usiąść sobie na kanapie, albo zrobić coś innego.
- Na przykład nam pomóc - wtrąciła się Roza - Kim i Viola zajmą się muzyką okej?
A reszta idzie ze mną do kuchni.
- Jasne, szefowo - odparłyśmy i zabrałyśmy się za pracę. Razem z Rozą i Iris poszłyśmy do kuchni i zabrałyśmy się za przygotowanie jedzenia dla gości. Jakoś się wyrobiłyśmy w tą godzinę. Przygotowałyśmy małe pizze, deser bananowy, mufinki, wrapy z tortilli, lekką sałatkę z owocami oraz tosty z ziołowym omletem. 
- Jakbym mogła zjadłabym to od razu - odparłam z slinką na ustach.
- No musisz zostawić to dla gości, nie masz innego wyboru - dziewczyny zaczęły się ze mną śmiać.
- Hej! A muzyka gotowa? - zapytałam się Kim i Violetcie.
- Jasne, że gotowa. Co nie wierzysz w nas? - odparły.
- Jasne, że wierze. Ale wole się upewnić, prawda?
Na te słowa dziewczyny włączyły wspaniałą muzykę. Wiedziałam, że dadzą radę. Ucieszyłam się i poszłam otworzyć drzwi pierwszym gościom mojego przyjęcia. Oczywiście nie miałam pojęcia kim oni są, ale o to chodziło, żebym poznała więcej ludzi. Zauważyłam kilka znajomych twarzy, ale znałam je tylko z widzenia. Choć zauważyłam również twarze Lysandra, Kastiela oraz Nataniela. Chciałam do nich podejść, ale ktoś mi w tym przeszkodził.
- Jula! Poznaj bliźniaków! - krzyknęła białowłosa.
- Witajcie na mojej skromnej imprezce - odparłam - Mia jestem.
- Hej. Ja jestem Alexy, a to mój brat Armin - widać było, że różnią się od siebie. Alexy miał niebieskie włosy, szare oczy oraz luźny styl. Armin za to miał czarne włosy (tak jak ja, huh), niebieskie oczy oraz podobny styl do swojego brata. - Ładnie wyglądasz, Mia.
- Dzięki... Wy też nieźle - odparłam z uśmiechem - jak się bawicie?
- Wspaniale. Wspaniałe jedzenie - odparł Armin - kto je przygotowywał?
- Ja, Rozalia i Iris. Cieszę się, że wam smakuje.
- A mój brat tylko o jedzeniu myśli.. - powiedział z wyrzutem niebieskowłosy - A muzyka? Kto ją przygotował?
- No to już nie nasza zasługa. Musicie podziękować Kim i Violetcie.
- Chętnie podziękujemy. Tak w ogóle dzięki za zaproszenie.
- Nie zajmowałam się tym. To naszej kochanej Rozie musicie podziękować.
- Jasne, dzięki jeszcze raz! - krzyknęli - Idziemy się bawić dalej! Na razie!
- Pa!
Zaczęłam szukać mojej przyjaciółki oraz chłopaków. Chciałam im podziękować za przyjście na imprezę. Nie mogłam ich znaleźć, więc postanowiłam pójść na chwilę do łazienki, żeby poprawić makijaż. Gdy wychodziłam z łazienki wpadłam na Lysandra i Kastiela.
- Hej chłopaki - przywitałam się - jak podoba się wam impreza?
- Hej...? - odparli ze zdziwieniem - A my się znamy?
- No raczej, że się znamy. Mia Brooks? Coś wam to mówi? - odpowiedziałam z jeszcze większym zdziwieniem na twarzy.
- Boże... - krzyknął czerwonowłosy - Sorry. Nie poznaliśmy Cię.
- Nie ma sprawy - powiedziałam. - w ogóle nieźle wyglądacie.
- Dzięki, ale ty jeszcze piękniej - odparł Kastiel.
- Wiesz, nie musisz się podlizywać.
- Ale on mówi prawdę - powiedział białowłosy - na prawdę pięknie wyglądasz.
- Dzięki - odparłam z rumieńcem na twarzy. Coraz bardziej czułam pieczenie na policzkach - Dobra, chłopaki. Ja idę poznawać moich gości, ponieważ nadal nie znam połowy.
- Jasne - powiedzieli - spotkamy się później.
- Z pewnością - uśmiechnęłam się do nich i odeszłam. Na imprezie poznałam Alexy'ego, Armina, Melanię, która pomaga Natanielowi przy pracy i wiele innych ciekawych osób. Niestety nikt nie wpadł mi w oko jeśli chodzi o bal. Czułam się zawiedziona, ale co mogłam poradzić? Może po prostu nie nadaję się do tego?
Nagle spośród wielkiego tłumu pokazał się... mój były Jacob.
- Cześć - uśmiechnął się do mnie - wyładniałaś przez te pół roku.
- Za to ty wręcz przeciwnie wiesz? - odpowiedziałam z pogardą.
- Oj, no już malutka...
- Nie nazywaj mnie tak. Nie jestem z tobą.
- No i co z tego? Przecież możemy do siebie wrócić...
- Haha, dobry żart. Chyba w twoich snach. Co Anastazja Ci się znudziła?
- Wiesz.. No tak. Nie była interesująca, ale za to ty..
- Nie jestem z tobą i nie będę. Nie mam zamiaru tracić swojego czasu na takiego dupka jak ty.
- Mia, kochanie. Ale ja chcę to naprawić - nagle się do mnie przybliżył. Modliłam się, żeby ktoś mi pomógł. Niestety tak się nie stało. Zaczął składać na mojej szyi namiętne i bolesne dla mnie pocałunki. W ogóle mi się to nie podobało. Chciałam, żeby przestał. Szarpałam się, krzyczałam, próbowałam robić wszystko, żeby przestał. Starania poszły na marne. Nagle zobaczyłam, że ktoś go trzyma za nadgarstek.. Kastiel!
- Nie widzisz, że ona nie chce? - warknął czerwonowłosy - Czy może ja Ci mam to pokazać?
- Spokojnie, stary - odparł Jacob - my się znamy.
- No i co z tego, że się znacie? Zobacz. Nie widzisz, że ona płacze?
- Szczerze mówiąc mało mnie to obchodzi.
- Doprawdy? Mnie za to mało obchodzi, że zaraz Cię wyrzucę stąd. Sam wyjdziesz czy mam Ci pokazać drzwi?
- Dobra, dobra. Już wychodzę. A ty - wskazał palcem na mnie - policzymy się jeszcze.
- Tak, pewnie - powiedziałam z sarkazmem.
- Nic Ci nie jest? - zapytał mi się z troską.
- Nie nic mi nie jest. Dzięki, że mi pomogłeś.
- Dla pięknych kobiet, mogę zrobić wszystko - uśmiechnęliśmy się do siebie - zatańczysz?
- Z chęcią.
Wspólnie poszliśmy na parkiet, zanim zaczęliśmy tańczyć poprosiłam Kim, aby włączyła jakiś wolniejszy kawałek. Jak ją poprosiłam tak zrobiła. Chłopak objął mnie w talii i przyciągnął do siebie. Czułam bicie jego serca, biło tak.. szybko. Cieszyłam się, że mam takich przyjaciół jak Kastiel, Lysander czy Roza. Postanowiłam spojrzeć w jego pełne troski i delikatności czekoladowe oczy. Zarumieniłam się i to nawet bardzo. Miałam nadzieję, że nie zauważył tego. W jego ramionach czułam się jak księżniczka, która tańczy ze swoim księciem. Byłam tak zafascynowana jego dotykiem, że nawet nie zauważyłam kiedy piosenka się skończyła i Kastiel puścił mnie.
- Dziękuje za taniec - uśmiechnął się i odszedł. Po jakiś 15 minutach impreza się skończyła i wszyscy się rozeszli. Byli bardzo zadowoleni, że mnie poznali. Byłam tak samo szczęśliwa jak oni. Po skromnym przyjęciu posprzątałam i położyłam się do łóżka. Ciągle myślałam o zajściu na imprezie z czerwonowłosym. Miałam mętlik w głowie. Nie wiedziałam czy powinnam się cieszyć czy płakać. Może miałabym być jego kolejną zdobyczą, której pozbędzie się po paru dniach? Nie byłam pewna uczuć co do jego mościa, ale postanowiłam, że tą zagadkę rozwiąże później. Postanowiłam, że zasnę i dam sobie spokój na dziś. Za dużo wrażeń jak na jeden dzień...




--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Kolejny rozdział już za nami! Zauważyłam, że wyświetlenia podrosły z czego się ogromnie cieszę! Dziękuje wam!
Jak widzicie akcja się rozkręca. Postanowiłam, że napiszę też coś o naszych bohaterach. Z racji, iż wybrałam heterochromię, która praktycznie nie występuje zdjęcie naszej bohaterki i jej brata będzie inne, ale tylko ze względu na oczy.
Miłego dzionka!
/J.


piątek, 26 czerwca 2015

Wakacje, plany na przyszłość.




Ekhm, ekhm...

Chciałabym wam życzyć udanych wakacji i pogratulować wszystkim ocen, które dostaliście. Skoro zaczynają się wakacje zaczyna się okres, gdzie będzie coraz więcej postów, znaczy postaram się. xD
Chciałabym również prosić was o wyrozumiałość jeśli chodzi o mój styl pisania. Dopiero go sobie "wyrabiam", więc wiecie o co chodzi. Teraz będę szła do gimnazjum, więc jak na mój wiek uważam, że jest nieźle, choć mogę się mylić.
Na tym blogu będziecie mogli zauważyć diametralną zmianę jeśli chodzi o styl pisania. Postaram się, żeby był luźniejszy i lepiej się go czytało.
Kiedy skończę tą historię zrobię drugiego bloga i zacznę historię od nowa. Nowa bohaterka, nowe przygody. Drugi blog, może być kontynuacją, a mogę zacząć od nowa. Będzie to zależeć czy będzie chciało mi się znowu to wszystko wymyślać, czy może główna bohaterka Julia Brooks pójdzie na studia razem ze swoimi przyjaciółmi?
To też zależy od was, bardzo mi zależy na tym, abyście pisali komentarze.
Może być to najszczersza krytyka, ale będę się cieszyć chociaż z tego, że czytacie posty i czekacie na to, żeby skomentować. Możecie wyrazić swoje zdanie tu na dole w komentarzu. Piszcie mi czy na drugim blogu mam zacząć historię od nowa z nową bohaterką i nowymi przygodami? Czy może mam zacząć kontynuację już po liceum np. na studiach?

Dzięki za uwagę, życzę jeszcze raz wam miłych, ciepłych i słonecznych wakacji!
/J.

Rozdzial czwarty "Nocowanie"





- Kastiel?! - krzyknęłam - Co ty tu robisz? I skąd masz mój adres?!
- Musiałem się nieźle natrudzić, żeby go poznać - uśmiechnął się szyderczo - więc doceń to, mała.
- Hej! Ile razy mam ci mówić, że nie jestem mała? A tak w ogóle czego tu chcesz?
- Nie mogę odwiedzić starej przyjaciółki?
-...
- No dobra, chciałem się zapytać czy nie mógłbym u Ciebie przenocować? - znowu ten cholerny uśmieszek - Więc?
- Niech Ci będzie, ale rączki przy sobie. Z resztą mam jeszcze jednego gościa, który będzie Cię pilnować.
- Kogo?
- Mnie - nagle znikąd pojawił się za mną Lysander. - Dobrze, że się zgodziłem zostać.
Wprowadziłam Kastiela i pokazałam mu i Lysowi, gdzie będą spać. Lysander u mnie, Kas w pokoju gościnnym, a ja u ciotki. Widziałam po minie czerwonowłosego, że nie jest zadowolony ale i tak czy siak zapytałam:
- Zadowoleni? - zapytałam z nadzieją - a i od razu mówię nie ma spania razem. Chyba, że wy chcecie razem, ale mnie to już nie obchodzi. Nie ma spania ze mną!
- Ehh, już myślałem - westchnął ciężko Kas - jesteś pewna tego co mówisz?
- W stu procentach - warknęłam - A ty Lys jesteś zadowolony z pokoju?
Nie dostałam odpowiedzi, więc jeszcze raz zapytałam go, ale nadal nie kontaktował.
- Halo! - pomachałam mu ręką przed twarzą - Zadziałało! Cud!
- Mówiłaś coś? - zapytał się ze zdziwioną miną.
- Tak. Pytałam się czy podoba Ci się pokój.
- Oczywiście, że mi się podoba.
- Wiesz, dałam Ci ten pokój tylko dlatego, że bałabym się zostawiać Kasa z moją bielizną sam na sam.
- Słyszałem to! - krzyknął z dołu czerwonowłosy.
- Miałeś to słyszeć! - krzyknęłam - Lysander idziesz na dół oglądać z nami film?
- Z przyjemnością - uśmiechnął się.
Zeszliśmy razem na dół i usiadłam na kanapie. Białowłosy uznał, ze chce usiąść na fotelu, więc mu przytaknęłam. Oglądaliśmy film jakąś godzinę potem zauważyłam, że obaj śpią. Postanowiłam ich obudzić najpierw obudziłam Lysa z którym poszło łatwiej niż z Kasem.
Nie reagował na zwykłe "Halo, wstawaj", więc postanowiłam działać.
- Mam ochotę na seks - szepnęłam czerwonowłosemu do ucha. Na te słowa chłopak się zerwał i zaczął powoli kontaktować ze mną.
- Ty tak serio? - zapytał zadziornie.
- Tak, pewnie - odpowiedziałam z sarkazmem - idź już spać do łóżka bo Ci mózg padnie.
- Ehh, kobieto nie rób mi nadziei.
- Lubie komuś robić nadzieję, zwłaszcza Tobie. A teraz jazda na górę spać.
- Jasne, mamo - odpowiedzieli równocześnie.
- Gdybyście mieli koszmary i bali się budzić mnie.
Na te słowa chłopaki poszli do swoich pokoi i zasnęli. Zgasiłam wszędzie światła oraz telewizor i postanowiłam udać się do swojego pokoju. Kiedy weszłam do ciemnego pomieszczenia wzięłam czarną koszulkę większą o dwa rozmiary i ulubione czarne spodenki. Gdy wyszłam z pokoju zauważyłam stojącego w progu Kastiela.
- No, no - gwizdnął - fajnie widzieć Cie w krótkich spodenkach - spojrzał się na moje nogi.
- Zboczeniec - mruknęłam.
- Hej! Ja tylko skomentowałem twoje nogi, a rączki mam przy sobie tak jak obiecałem - powiedział z szyderczym uśmiechem.
- No i dobrze, dobranoc - powiedziałam i wróciłam do SWOJEGO pokoju. Położyłam się na łóżko i odetchnęłam. Mogłam wreszcie spokojnie pomyśleć o moich uczuciach, które żywiłam do chłopaków. Do Kastiela żywiłam uczucie, którego nie można nazwać. Miłość pomieszana z nienawiścią? Nie mam pojęcia jak mogę to naukowo nazwać. Ale wiem, że to trudne i będę musiała z tym sobie poradzić. Do Lysandra żywiłam miłość oraz troskę. To już trochę lepiej wygląda, choć do obu czuje to samo MIŁOŚĆ. Słowo to utkwiło mi w głowie na zawsze. A przynajmniej wtedy, gdy widzę jednego z nich. Zawsze lubiłam  chłopaków bardziej zbuntowanych, sprzeciwiających się światu. Może dlatego, że ja taka byłam? Nigdy nie byłam zadowolona z dotychczasowego życia i próbowałam je naprawić, ale starania poszły na marne. Moje rozmyślania przerwał czyichś cichy śmiech. Podbiegłam do lampki i ją włączyłam. Okazało się, że ja niezdara zapomniałam, że mój pokój należał teraz do białowłosego.
- Boże, kochany - śmiałam się - zapomniałam, że ty tutaj jesteś. Przepraszam, haha.
- Nic nie szkodzi, będę miał w głowie to ciekawe doświadczenie - uśmiechnął się do mnie.
- Teraz pójdę do siebie, nie będę Ci przeszkadzać. Dobranoc, miłych snów.
- Ty mi nigdy nie przeszkadzasz - znowu się uśmiechnął, czemu on tak na mnie działa? - Dobranoc i wzajemnie.

*****



Gdy wyszłam z pokoju rozbawiona znowu zauważyłam czerwonowłosego.
- Co ty tam robiłaś? - spytał.
- A co zazdrosny, hę? - odpowiedziałam pytaniem na pytaniem co bardzo rozdrażniło Kasa.
- Nie, tylko nie ładnie podkradać się do czyjegoś pokoju w środku nocy, nieprawdaż?
- Przecież sam chciałeś do mnie iść, więc w czym problem? - uśmiechnęłam się - Dobranoc, zboczuszku.
Czerwonowłosy tylko się uśmiechnął i poszedł w stronę pokoju gościnnego. Postanowiłam, że również pójdę do pokoju ale mojej cioci i postaram się zasnąć. Niestety starania poszły na marne i spędziłam godzinę leżąc w łóżku rozmyślając o sytuacji, która miała miejsce minionej nocy. Z racji, iż ciocia ma bardzo długi język wygadała mi, że w zamrażarce trzyma lody. Więc postanowiłam wykorzystać to i podjeść ich troszkę oraz przy okazji obejrzeć jakiś smutny film. W ostateczności napić się ciepłego mleka z masełkiem. Mniam! Podeszłam do zamrażarki, wzięłam lody miętowe oraz czekoladowe. Usiadłam wygodnie na kanapie i włączyłam telewizor. Zauważyłam na półce opakowanie z filmem, który bardzo chciałam obejrzeć. A mianowicie to "Gwiazd naszych wina". Słyszałam od moich starych znajomych, że to bardzo wzruszający film. Oczywiście nie ominęło mnie słuchanie jak moje "przyjaciółki" opowiadają całą akcję. Starałam się ich nie słuchać, ale i tak czy siak teraz tego nie pamiętam, więc nie mam problemu. Podeszłam do odtwarzacza, włożyłam płytę i zaczęłam oglądać. Tylko ściszyłam trochę głośność, żeby chłopaków nie obudzić bo mieli mi by do końca życia za złe, że obudziłam ich w środku bo oglądałam jakiś durny film. Choć nie jest durny jest wzruszający.
- Mia? - zapytał tajemniczy głos - Co ty robisz?
- Oglądam film i jem lody bo nie mogę zasnąć - spojrzałam na tajemniczego gościa, którym okazał się Lysander - A ty co tu robisz?
- Też nie mogę zasnąć, więc pomyślałem, że zejdę na dół i zrobię sobie herbaty.
- W zamian herbaty mogę dać Ci lody - uśmiechnęłam się - Co ty na to?
- Z chęcią. A co oglądasz?
- Hmm.. Wzruszający film "Gwiazd naszych wina".
- Mogę się dosiąść?
- Jasne, czemu nie. W dwojga zawsze raźniej.
I tak zaczął się wieczór filmów. Albo raczej noc filmów, bo była druga w nocy. Podałam białowłosemu jego porcję lodów i usiadłam razem z nim na kanapie. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się i można powiedzieć, że poznałam lepiej jego historię życia. Dowiedziałam się, że ma starszego brata Leo, który pracuję w butiku na bazarze. Postanowiłam, że również opowiem coś o sobie, o moim bracie. Kiedy powiedziałam mu, że mój brat ma takie same kolory oczu, nie chciał uwierzyć, więc podałam mu zdjęcie.
- Nie chce mi się wierzyć, że to prawda - zdziwił się.
- A jednak - uśmiechnęłam się - mi też się nie chciało wierzyć, że jesteście tak podobni.
- No widzisz, pozory mylą.
- Jednak i tak sądzę, że każdy z nas jest wyjątkowy na swój sposób. Wyjątkiem jestem ja, nic nie widzę w sobie niezwykłego. No może te oczy, ale poznałam już ludzi z tą wadą genetyczną.
- Jednak ja zauważyłem w tobie coś niezwykłego - uśmiechnął się do mnie.
- Tak, a co? Na pewno nie spostrzegawczość - śmiałam się.
- Sam nie wiem. Cała jesteś niezwykła - w tej chwili zaczęły piec mnie poliki. Czułam gorąc na swym ciele ale nie mogłam pokazać tego Lysowi. Mógłby odebrać to jako "chęć do zrobienia czegoś nieprzyzwoitego". A wiem, że białowłosy jest zbyt elegancki, żeby to zrobić. O czym ja myślałam?! Znałam go jeden dzień, a już chciałam, żeby położył swoje wargi na moich. Podobnie było z Kastielem, ale on byłby zadowolony z takiego obrotu sprawy. Na tym wyznaniu skończyła się nasza rozmowa i dalej rozkoszowaliśmy się filmem. Moje oczy robiły się ciężkie, więc postanowiłam położyć głowę na ramionach chłopaka. Bałam się, że nie będzie szczęśliwy. Ale jak to Lysander powiedział "no widzisz, pozory mylą". Usłyszałam tylko cichy pokazujący, że jest zadowolony pomruk. Przymknęłam oczy i zasnęłam...

poniedziałek, 22 czerwca 2015

Rozdzial trzeci "Spotkanie"





W trakcie snu przypomniało mi się, że muszę poprosić ciocię o podpis na dokumentach oraz pójść na bazar, żeby zrobić sobie zdjęcie. Szybko się przebrałam w ten zestaw i zeszłam na dół.
- Ciociu, mogłabyś mi to podpisać? - uśmiechnęłam się - Potrzebne jest mi to, żeby się tam uczyć.
- Nie ma sprawy, kochanie - odpowiedziała mi ze szczerym uśmiechem - będziesz chciała coś do jedzenia jak wrócisz?
- Mogłabyś mi zrobić parę kanapek. A przy kolacji opowiem Ci o mojej szkole.
- To się cieszę, a tak w ogóle czemu tak ładnie się ubrałaś?
- Muszę zrobić zdjęcie do dokumentów i idę teraz na bazar. Potrzebujesz czegoś?
- Nie, nie potrzebuję. Do zobaczenia.
- Na razie, ciociu.
Wyszłam z domu i powędrowałam w stronę bazaru. Oczywiście przeszłam się trochę bo nie wiedziałam gdzie jest ten fotograf, a bazar jest dość spory. Trafiłam do małego budynku z dużymi szerokimi oknami. Z racji, iż było już prawie ciemno bo zbliżał się zachód słońca przez te okna nie można było podziwiać w pełni słonecznego blasku. Ale za to można było podziwiać jego zachód co było też pięknym przeżyciem. Wtedy przypomniałam sobie jak to chodziłam z Jacobem, moim byłym po plaży. Było równie pięknie, ale to co piękne musi się kończyć niestety.
- Witam - usłyszałam ciepły i miły głos - co panienkę tutaj sprowadza?
- Chciałabym sobie zrobić zdjęcie do dokumentów - odpowiedziałam równie miło jak on, przynajmniej starałam się.
- Oczywiście, nie ma sprawy. Ponieważ jest pani moją ostatnią klientką na dziś dostanie pani rabat -20%.
- Na prawdę? Dziękuję bardzo.
Fotograf był bardzo miły i dlatego szybko skończyliśmy. Kazał mi wybrać dwa zdjęcia, które najbardziej mi się podobają. Gdy już wybrałam powiedział, że jedno dostanę w gratisie za to, że tak dobrze mu się ze mną pracowało. Uśmiechnęłam się do niego. W odpowiedzi odwzajemnił mi uśmiech. Zapłaciłam i wyszłam z salonu fotograficznego. Byłam zadowolona ze zdjęć i nie mogłam się nadziwić, że to na prawdę ja. Postanowiłam, że wstąpie do supermarketu i kupie sobie coś do przekąszenia na wieczór. Kupiłam dla mnie i dla cioci po drożdżówce i kupiłam też popcorn, ponieważ pomyślałam, że fajnie będzie spędzić wieczór razem z nią oglądając najstraszniejsze horrory, które mamy.
Myślałam nad tym co będę mogła powiedzieć cioci, a czego nie. Na pewno nie powiem jej, że byłam z Kastielem na dachu. Myślę, że spokojnie będę mogła jej powiedzieć za to o spotkaniu z Lysandrem, miłym dżentelmenem. Nie wiem czemu, ale jak powiedział
 "Nigdy nie spotkałem odpowiedniej dziewczyny, a raczej damy" uśmiechnął się do mnie szerzej. Nie wiem czy chciał ze mnie zadrwić, czy może chciał przez ten uśmiech powiedzieć, że mu się podobam? Czemu jak o nim myślę oblewają mnie rumieńce na policzkach? Nie możliwe, żebym mogła się zakochać, przecież to nie tak miało być. Miałam wieść życie szczęśliwej SINGIELKI. Z tych rozmyśleń obudził mnie czyichś głos.
- Witaj, Mia - uśmiechnął się do mnie białowłosy - Co ty tu robisz całkiem sama?
- Hmm, poszłam do fotografa zrobić zdjęcie do dokumentów i poszłam po coś do jedzenia - spojrzałam mu w oczy.
- Mhm, rozumiem. Może odprowadzę Cię do domu?
- Jasne, nie ma sprawy. Przynajmniej będziesz wiedział na przyszłość gdzie mieszkam.
Uśmiechnęliśmy się do siebie i zaczęliśmy iść w drogę powrotną do mojego domu. Przez całą drogę milczeliśmy. Może nawet to i dobrze? Nie wprawiał mnie wtedy w zakłopotanie. Chociaż czułam jego wzrok na mojej twarzy, próbowałam się na niego nie patrzeć i nie przerywać tej pięknej ciszy. Niestety nie wiem co się stało, ale obróciłam głowę w jego stronę i zaczęłam się na niego patrzeć. Wyglądał tak przys... Mia! STOP! Przecież to twój przyjaciel. Chociaż... Nie wiem, sama czy do niego darze jakieś uczucie.
Wtedy zaczął lać deszcz i pobiegliśmy w stronę mojego domu. Miałam szpilki, które odmawiały posłuszeństwa, więc musiałam je ściągnąć i pobiec w bosych nogach.
Gdy dotarliśmy na miejsce zaczęliśmy się oboje śmiać.
- Lysander, nie pozwolę Ci iść w tą ulewę - powiedziałam - zostaniesz tu na noc.
- Al-le nie po-otrzebnie - w tym momencie oblał go rumieniec - pobiegne do domu.
- Nie, nie. Mamy jeszcze pokój gościnny, więc będziesz mógł tam spać.
- Na prawdę? Mam nadzieje, że nie zrobię Ci problemu.
- Ty? Mi? Nigdy.
Poszłam do góry, do pokoju mojej cioci i powiedziałam jej, że mój kolega przyszedł i będzie tu nocować bo jest ulewa. Powiedziała, że nie ma sprawy tylko ma spać w pokoju gościnnym nie u mnie. Odpowiedziałam jej uśmiechem i zeszłam z powrotem na dół, żeby przygotować kolację dla nas. Zrobiłam kilka kanapek z szynką i serem oraz po kubku kakao. Lysander wyrażał swoją wdzięczność na różne sposoby. Najpierw chciał posprzątać po kolacji, potem zaproponował, że jednak pójdzie do domu, ale powiedziałam mu, że jeśli tak zrobi obrażę i nie odezwę się do niego do końca roku. Oczywiście pomyślał, że faktycznie tak zrobię i posłuchał mnie. Posłusznie usiadł na kanapie w salonie i zaczęliśmy oglądać jakiś horror.
- Mia! Jadę do przyjaciółki, bo zaczęła rodzić! Wrócę za kilka dni! - krzyknęła ciocia.
- Dobrze! Tylko dzwoń czasem i pozdrów ją ode mnie! - krzyknęłam równie głośno jak ona, a przy tym przestraszyłam Lysandra.
- Dobrze, będę dzwonić! Tylko nie zajdź mi w ciąże, nie chcę kolejny raz jechać na niespodziewany poród!
- CIOCIU!
W tej chwili oboje z Lysandrem spojrzeliśmy na siebie i chyba pomyśleliśmy to samo "ONA OSZALAŁA".
- No dobrze, dobrze. To ja jadę, trzymaj się kochanie.
- Papa.
Jak tylko ciocia wyszła, poszłam do kuchni posprzątać po kolacji, ale Lysander powiedział, że mi w tym pomoże. Przyjęłam od niego pomoc i zaczęliśmy rozmawiać. Lys z natury nie jest gadatliwy, ale jak już zacznie nadawać to już tak ciągle. Nie przeszkadzało mi to. Lubiłam słuchać jego głosu, ponieważ był taki..taki.. uspokajający? Może nie użyłam dobrego słowa, ale na tą chwilę nie mogłam nic wymyślić. Nagle z rozmyślania obudził mnie dzwonek do drzwi.
- Pewnie ciocia czegoś zapomniała - powiedziałam. Spojrzał się na mnie, próbując 
powiedzieć "nie ma sprawy". Podeszłam i otworzyłam drzwi. Zobaczyłam tam...
-----------------------

Zabawiłam się w Polsat. Haha, więc możecie zgadywać kto to jest.
Mogę wam powiedzieć, że to jest osoba, którą już poznaliście w tym opowiadaniu.
Miłego dzionka!
/J.

niedziela, 21 czerwca 2015

Rozdział drugi "Nowa znajomość"



Weszłam do dużego pomieszczenia, gdzie znajdowało się ogromne biurko, pełno szafek oraz troszeczkę zieleniny, która dodawała temu pokojowi uroku. Zobaczyłam tam zdenerwowanego i skupionego blondyna.
- Ekhm, przepraszam - powiedziałam - jestem Amelia Brooks, pani dyrektor mnie tu wezwała. Powiedziała, że mam znaleźć em... Nataniela?
- Dokładnie, to ja - uśmiechnął się do mnie - pewnie mam sprawdzić, czy jest twoja teczka z dokumentami?
- Czytasz mi w myślach.
- No to chwileczkę poczekaj. Najlepiej usiądź sobie na jednym z krzeseł.
Przyjęłam propozycję złotowłosego i usiadłam spokojnie na krześle. Czekałam może jakieś piętnaście, dwadzieścia minut. Szczerze mówiąc mi się nigdzie nie śpieszyło, więc nie miałam jakiegoś problemu. Czekając na swoją teczkę patrzyłam ciągle na Nataniela, próbując rozgrzyźć jego zdenerwowanie. Niestety nie mając zielonego pojęcia o czym może myśleć musiałam poważnie główkować. Może jakaś trudna sprawa z uczniem? Może problemy miłosne? Może no nie wiem, problemy w domu? W pewnej chwili pomyślałam, że nie powinnam mieszać się w jego życie, bo jeszcze mogę mieć jakieś problemy. W końcu to jest główny gospodarz. Po tej burzy mózgu złotowłosy skończył szukać moich dokumentów.
- O! Tutaj jest - popatrzył na mnie i uśmiechnął się - już myślałem, że gdzieś się zapodziała. Zostało Ci jedynie zrobić zdjęcie, podpisać to i dać do podpisu twojemu opiekunowi prawnemu. Możesz mi to przynieść jutro.
- Jasne, jak słońce.
- To wszystko - w tej chwili zauważyłam, że ciągle się na mnie patrzy. Zażenowana niezręczną sytuacją spuściłam głowę. - Z tego co widzę, masz teraz lekcję w sali biologicznej.
- Okej, dziękuje - uśmiechnęłam się - do zobaczenia.
Wyszłam z pokoju gospodarzy i skierowałam się do sali biologicznej. Myślałam ciągle o Natanielu. "Dlaczego on tak się zarumienił?", "Dlaczego ciągle patrzył mi w oczy?" i wiele innych pytań krzątało mi się po głowie.
- Trudny orzech do zgryzienia - powiedziałam sama do siebie.
W tej chwili poczułam jak ktoś mnie chwyta za ramię.
- Hej! Kastiel, co ty tu robisz? - zapytałam się czerwonowłosemu - Powinieneś być na lekcjach.
- Ta, ta mówisz jak moja mama - warknął - Jaką masz teraz lekcję?
- Biologie, czem...
- Jeśli tak, to idziesz ze mną. Mamy jakieś zastępstwo, same nudy.
- Wiesz, nie powinnam. Moja mama mówi, że nie powinnam chodzić z nieznajomymi - odpowiedziałam z sarkazmem.
- Taka mała, a taka pyskata.
- Hej! Nie jestem mała!
Uśmiechnął się szyderczo, wziął mnie za rękę i gdzieś prowadził. Wchodziliśmy na górę. Wtedy zdałam sobie sprawę, że jest więcej niż trzy piętra w budynku tylko pięć. Weszliśmy na samą górę, gdzie znajdował się dach.
- Jesteśmy na.. dachu? - zapytałam.
- Błyskotliwa to ty nie jesteś.
Postanowiłam, że oddam się chwili. Patrzyłam na panoramę miasta i zachwycałam się. Nie mogłam oderwać wzroku od tego pięknego miasta. Było jeszcze wcześnie, więc mogłam podziwiać atuty spokojnego ranka. Ustałam na samym progu budynku i wdychałam świeże powietrze.
- Ej! Co ty robisz? - krzyknął Kastiel - nie chcę odpowiadać za pomoc w samobójstwie.
- Co ty tak się o mnie martwisz? Patrzyłam tylko na miasto - zaczęłam się śmiać.
- To nie było śmieszne! - mruknął z troską - Mogło coś Ci się stać. Teraz chodźmy bo w okolicy kręcą się nieciekawe typki.
- Jeden właśnie mnie porwał na dach - uśmiechnęłam się - i przy okazji uratował mnie od "śmierci".
Zaczęliśmy się wspólnie śmiać, a potem Kastiel zaczął opowiadać mi jak to miejsce jest wspaniałe. Słuchałam go z uwagą, co chyba go uszczęśliwiło. Nie byłam pewna, bo zauważyłam, że często robi takie miny, więc nie mam pojęcia czy on uśmiecha się szczerze, zadziornie, złośliwie czy szyderczo. 
- Wiesz, chyba polubisz mojego przyjaciela - powiedział - on też ma tą przypadłość genetyczną, jeśli chodzi o oczy.
- Hmm, ciekawe - szepnęłam - Przynajmniej nie jestem jedyna.
Resztę drogi na dziedziniec, spędziliśmy w ciszy. Usiedliśmy na ławce, przymknęłam oczy i zaczęłam nucić sobie coś pod nosem.
- Zobacz, ktoś musi mieć fajny motor - wskazał palcem na MÓJ motor.
- Na prawdę Ci się podoba? - zapytałam ze zdziwieniem na twarzy - To fajnie, kiedyś pozwolę Ci się przejechać.
- Jak to TY? To jest twój motor?
- No tak, czemu nie miałby być mój?
Wtedy zaczął mi opowiadać historię, gdy on miał motor. Podał markę, kolor, z którego roku jest i inne nie potrzebne mi do życia szczegóły. Wtedy zauważyłam, że ukradkiem mi się przygląda. Oczywiście ze swoim uśmieszkiem. Postanowiłam mu nie przerywać i dalej myśleć o wszystkim i o niczym. Gdy usłyszałam dzwonek zerwałam się z ławki, budząc przy tym Kastiela. Weszłam do szkoły i ruszyłam w stronę mojej szafki. Gdy już włożyłam wszystko co potrzebne usłyszałam moje imię.
- MIA! MIA! - krzyknęła Roza - Co się z tobą działo?
- Jeden psychopata porwał mnie na dach, a potem wspólnie rozmawialiśmy - powiedziałam rozbawiona.
- Jaki psychopata? Kastiel?
- Czytasz mi w myślach czy po prostu znasz go bardzo dobrze?
- Znam go, więc taka rada od przyjaciółki uważaj na niego.
- Dlaczego?
- Dowiesz się w odpowiednim czasie - puściła mi oko.
Kolejna lekcja minęła wolno, ponieważ to co robili na matematyce już dawno przerabiałam. Patrzyłam się w okno i podziwiałam krajobraz. Nauczyciel to zauważył, ale nie zwrócił mi uwagi. Pewnie zrozumiał, że mogłam to przerabiać w starej szkole. Nawet byłam zadowolona do pewnego momentu, gdy zobaczyłam kto wchodzi do klasy.
- KEN?! - krzyknęłam do siebie w myślach.
Ken, raczej Kentin. Stary znajomy ze starej szkoły. Od razu się we mnie zakochał. Nie wiem czemu, ale ciągle się na mnie patrzył. Teraz wiedziałam, że muszę wytrzymać kolejny rok z nim. Przeprosił za dość duże spóźnienie i usiadł w ławce za mną. Czułam jego wzrok na sobie, ale postanowiłam się tym zbytnio nie przejmować. Przyzwyczaiłam się do tego w starym liceum, ponieważ zawsze siadał za mną albo koło mnie. Za każdym razem, gdy go widziałam pokazywał jak bardzo mnie uwielbia i kocha. Niestety nie obeszło się bez drwin i żartów ze strony moich znajomych. Nagle oberwałam czymś w głowę. Okazało się, że to liścik od Kastiela.
- "Widzę, że masz cichego wielbiciela. Znasz go?"
- "Nie cichego, raczej głośnego. Tak znam, stary znajomy."
- "Haha, to powodzenia życzę"
- "Dzięki, przyda się."
Odrzuciłam ostatni raz liścik do czerwonowłosego, a ten postanowił udawać dalej, że śpi.
Gdy tylko usłyszałam dzwonek, zerwałam się z ławki i pobiegłam do szafki. Modliłam się wtedy, żeby tylko Ken mnie nie zauważył. Niestety Bóg się nade mną nie zlitował.
- Hej, Mia! - podszedł i przytulił mnie mocno - jak się cieszę, że Cię widzę!
- Tak, ja też - "Co ja gadam?!" - Co cię tu sprowadza?
- Jak myślisz, nauka - zaczął się śmiać - tak w ogóle to szukam pokoju gospodarzy. Wiesz może, gdzie ten pokój jest?
- Tak, pewnie - "Uda mi się go spławić, hurra!" - Drugie drzwi po prawej.
- Dzięki, wielkie! Do zobaczenia!
Postanowiłam udać się już pod salę A, gdzie mieliśmy lekcję polskiego. Nagle zobaczył białowłosego chłopaka, który zmierzał w moją stronę.
- Witaj - spojrzałam wtedy w jego oczy to pewnie przyjaciel Kastiela! - Jestem Lysander.
- Cześć - uśmiechnęłam się - ja jestem Amelia, ale możesz mi mówić Mia.
- Nigdy Ciebie tutaj wcześnie nie widziałem. Chodzisz tutaj do szkoły? - zapytał z tajemniczym uśmiechem.
- Tak się składa, że od dzisiaj. Heterochromia, co? - spojrzałam w jego oczy ponownie i zauważyłam, że ma takie same jak mój brat.
- Mhm, widzę ty też masz. Ale masz ładniejsze ode mnie - na te słowa oblał mnie na policzkach rumieniec.
- Nie prawda, zacznijmy od tego, że mój brat ma takie same jak ty i miał więcej dziewczyn niż ja chłopaków - zaśmiałam się - Z twoim przypadkiem pewnie jest tak samo.
- Oj nie, wręcz przeciwnie - "Jego uśmiech jest taki słodki" - Nigdy nie spotkałem odpowiedniej dziewczyny, a raczej damy.
- Więc życzę Ci jak najlepiej, żebyś znalazł swoją damę - uśmiechnęłam się - muszę iść już na lekcję polskiego.
- Ja też mam tą lekcję, więc chodźmy razem - powiedział - mogę usiąść razem z tobą w ławce?
- Oczywiście, czemu nie.
Usiedliśmy razem w ławce i zaczęła się lekcja. Tym razem przerabialiśmy coś, czego ja nie przerabiałam, więc chociaż trochę skupiłam się na lekcji. Jednak przeszkadzała mi świadomość, że Lysander ciągle na mnie się patrzy. Było to bardzo przyjemne wiedząc, że jakiś chłopak się mną interesuję. Choć nie byłam w stu procentach pewna tego. Zauważyłam również wzrok Rozy na moich plecach oraz Lysandra. Nie wiem, może to rodzeństwo? Próbowałam o tym nie myśleć, ale niestety myślałam o tym całą lekcję.
Kolejne zajęcia minęły szybko i wsiadłam jak najszybciej na motor, żeby pojechać do domu. Gdy wsiadałam na mój pojazd zauważyłam wzrok Kastiela na sobie, co on takiego robi, że on tak na mnie działa? Co jest ze mną nie tak? Nie mam pojęcia, ale postanowiłam, że nie będę zaprzątać tym sobie głowy.
Gdy weszłam do domu krzyknęłam 
- Jestem!
Ciocia tylko zapytała jak było w nowej szkole, czy poznałam nowych znajomych. Powiedziałam jej, że opowiem jej wszystko przy śniadaniu. Uśmiechnęła się i powiedziała, że mogę iść do swojego pokoju. Zrobiłam tak, zaczęłam słuchać muzyki i chyba zasnęłam...

--------------

Wyszedł mi trochę dłuższy niż chciałam, ale zorientowałam się dopiero o tym przy rozmowie z Lysandrem i szczerze mówiąc to nie był dobry moment na zakończenie rozdziału. Więc proszę bardzo dzisiaj dłuższy :))
Prosiłabym również o większą aktywność, jeśli chodzi o komentarze :)


/J.

sobota, 20 czerwca 2015

Rozdział pierwszy "Przeprowadzka"





- Znowu się przeprowadzam? Jak miło - odpowiedziałam do moich rodziców z wyrzutem.
- Słonko ale to już ostatni raz, wierz mi już więcej razy się nie przeprowadzisz i zostaniesz u cioci.
Kolejne obietnice moich rodziców jeśli chodzi o moje miejsce zamieszkania nie zostały spełnione. Za każdym razem, gdy zaklimatyzuję się w nowym miejscu musimy znowu się przeprowadzić. Zaczyna mnie to powoli irytować, ale nic na to poradzić nie mogę. Tym razem wyjeżdżam do cioci jakieś 4/5 godzin stąd. Zawsze miałam dobry kontakt z nią, więc myślę, że nie będzie tak źle.
- Mia, co ty tak długo robisz? - woła mój brat Simon.
- Jak myślisz, pakuję się - odpowiedziałam mu równo głośno jak mi on zadał to pytanie.
- Siostra nie martw się, będzie dobrze. Będę Cię odwiedzać, przecież wiesz jak lubię naszą ciocię.
- Wiem, że wcale jej nie lubisz. Więc będę mogła pomarzyć, że Cię zobaczę.
- Ehh, będę to robić dla Ciebie, wiesz o tym dobrze.
Z moim bratem zawsze miałam dobre kontakty i mam nadzieje, że mój wyjazd ich nie zepsuje. Od małego dziecka uwielbialiśmy ze sobą spędzać czas. Hmm, jak to powiedzieć no mamy dużo wspólnego ponieważ Simon jest moim bratem bliźniaczym. Wyglądamy *prawie* tak samo. Czarne włosy, oczywiście nasza kochana heterochromia. Tyle, że ja mam fioletowo-niebieską, a braciak złoto-zieloną. Jednak muszę przyznać, że zazdroszczę mu tych oczu. Są tak piękne, że można się wpatrywać w nie godzinami. Może dlatego mój brat miał więcej dziewczyn niż ja chłopaków. Mam na imię Amelia, ale mówią na mnie Mia. Mam 17 lat.
- Taksówka właśnie przyjechała, kochanie - krzyczy mój tata.
- Już idę, tato.
Na te słowa zeszłam posłusznie na dół i pożegnałam się z rodzicami oraz bratem.
- Możesz do mnie dzwonić, każdego dnia i każdej nocy - uśmiechnął się wkurzająco Simon.
- Jasne, jasne wiem wiem, że tak będziesz za mną tęsknić, że będziesz miał koszmary i posikasz się ze strachu - w tym momencie zaczęliśmy się wspólnie śmiać i przypomniały mi się stare czasy. Bawiliśmy się beztrosko i mogliśmy robić co nam się żywnie podoba. Niestety czas nastał, żeby stać się bardziej dorosłym. Ja muszę wyjechać, Simon zostaje i na tym moje życie polega. Przyzwyczaiłam się do tego, że muszę być niezależna i starać sobie dawać rade sama.
- Mam dla ciebie niespodziankę, córciu - powiedzieli zgodnie rodzice.
- Jaką? - zapytałam ze zdziwioną miną.
- Pomyśleliśmy, że będziesz potrzebować transportu do nowej szkoły - w tej chwili wyciągnęli kluczyki do motoru - a wiemy, że bardzo lubisz motory, więc proszę bardzo.
Uścisnęłam rodziców tak mocno jak tylko można i ostatecznie się pożegnałam. Przed posesją czekała już na mnie taksówka, która zawiozła mnie na dworzec. Wsiadłam do pociągu i rozpoczęłam wycieczkę. Podróż była dość znośna i bardzo się cieszyłam na myśl, że spotkam swoją dawno niewidzianą krewną. W swoim życiu przeszłam dużo, pomijając oczywiście wszystkie przeprowadzki. Śmierć najlepszego przyjaciela, zerwanie z chłopakiem. Oczywiście tęskniłam za nimi, ale nie mogłam pokazać, że jestem słaba. Musiałam walczyć o dobro dla siebie i dla swojej rodziny. Dużo znajomych uznawało mnie za dziwadło, że musiałam pracować wieczorami. Mnie to tak szczerze nie ruszało, ale na myśl, że tyle ludzi myślało o mnie jak o jakimś "dorosłym, który przestrzega wszystkich zasad" robiło mi się słabo.
- Witaj, ciociu! - wbiegłam do domu i przytuliłam ją - jak ja za tobą tęskniłam!
- Oj kochanie ja za tobą też - uśmiechnęła się i mocno również mnie przytuliła.
- Ile mam ci do opowiedzenia, ale to zaraz. Mam dla ciebie prezent w zamian za twoją gościnę - w tym momencie wyciągnęłam bukiet kwiatów i ulubione czekoladki mojej cioci.
- Jejku, dziękuje słońce. Jesteś taka kochana i miła, z resztą jak zawsze. Teraz chodź, pokaże Ci twój pokój.
Wspólnie z ciocią poszłam na piętro. Były tam cztery pomieszczenia, jedna łazienka i trzy sypialnie. Weszłyśmy razem do jednego z pokoi i doznałam zachwytu. Pokój był koloru fioletowo-czarnego, takiego jakiego sobie wymarzyłam i miał duże okna. Przy jednej ze ścian stało dużo białe łóżko z czarną kołdrą. A zaraz przy tym "łożu" stały dwa stoliki, jeden z lampką, drugi pusty. Na przeciwko tych pięknych rzeczy stało szerokie, ale za to wąskie biurko. Miało kolor zielony i stała na nim kolejna lampka. Stałam jak oniemiała i uznałam, że muszę się przebrać.
- Ciociu, przebiorę się, zjem coś i pójdę spać - powiedziałam mrużąc oczy - jestem padnięta po podróży. A z resztą jutro idę do nowej szkoły.
- Dobrze, dziecko. A co chciałabyś na śniadanie? - zapytała mnie z niezwykłą troską.
- Cokolwiek ciociu, wszystkie twoje dania są pyszne.
Po tych słowach skierowałam się do walizki, wypakowałam się i przy okazji przebrałam się już w pidżamę. Zeszłam na dół, gdzie czekała na mnie ciocia z kolacją. Jedząc, rozmyślałam jaka jest moja nowa szkoła. Kogo tam zastanę, jacy będą tam uczniowie. Mam nadzieję, że znajdę sobie jakichkolwiek znajomych. Po uczcie skierowałam się do góry i zasnęłam rozmyślając. Budzik zadzwonił o 6.50, wstając usłyszałam kroki. 
- Pewnie ciocia już wstała - pomyślałam. Ubrałam się w fioletowo-czarną koszulę, czarne rurki oraz czarne trampki. Zeszłam na dół i usiadłam przy stole razem z nią. Zauważyłam, że uśmiecha się, więc odwzajemniłam uśmiech. 
- No, kochanie zaraz powinnaś się zbierać bo się spóźnisz - upomniała mnie ciocia i słusznie bo kompletnie o tym zapomniałam.
- Wiem. Strasznie się denerwuję, ale dam radę - skierowałam uśmiech sama do siebie - idę, do zobaczenia ciociu.
- Powodzenia słońce.
Wsiadłam na motor, założyłam kask dla bezpieczeństwa i udałam się w stronę mojej nowej szkoły. Gdy tylko dotarłam na miejsce, sprawdziłam czy faktycznie trafiłam do właściwej szkoły. Zrobiło mi się słabo, gdy zobaczyłam nazwę oraz kolor szkoły. Różowe liceum "Słodki Amoris".
- Zajebiście, różowe liceum - mruknęłam pod nosem - będę tu się nieźle bawić. Nagle zobaczyłam przechodzącą koło mnie białowłosą dziewczynę i zapytałam
- Hej! Jestem Amelia, możesz mówić mi Mia - przedstawiłam się i uścisnęłam jej rękę - jestem nowa. Mogłabyś mi powiedzieć, gdzie jest gabinet dyrektorki?
- Hej, ja jestem Rozalia - podała mi rękę i uścisnęła ją również - jeśli chcesz mogę cię oprowadzić po szkole.
- Jasne, czemu nie - po tych słowach udałyśmy się w stronę wejścia do szkoły. Zaczęła po kolei od sali gimnastycznej, szatni (oczywiście dla dziewczyn), dziedzińca, sali A i B oraz sali biologicznej. Skończyłyśmy na gabinecie dyrektorki, gdzie chciałam się udać.
- Dobra, teraz zostawiam Cię w szponach naszej kochanej dyrektorki - uśmiechnęła się i wycofała po cichu z korytarza. Weszłam i ujrzałam siedzącą sympatycznie wyglądającą starszą panią, który strój był koloru różowego (już wiem, dlaczego to liceum jest różowe), a włosy miała upięte w wysoki kok.
- Witam, nazywam się Amelia Brooks - przedstawiłam się uprzejmie.
- A to, panienka dzisiaj przyjechała. Proszę usiądź - wskazała głową na krzesło - Teraz tylko musisz iść do pokoju gospodarzy. Spotkasz tam Nataniela i poprosisz go, żeby znalazł twoją teczkę z dokumentami.
- Oczywiście - wstałam z krzesła i udałam się do pokoju gospodarzy. W tamtej chwili zdałam sobie sprawę, że Rozalia nie pokazała mi pokoju gospodarzy. Nagle zobaczyłam chłopaka, który miał czerwone włosy i był wysoki. "Raz kozie śmierć" - pomyślałam.
- Hej! - krzyknęłam do niego.
- Czego? - warknął.
- Możesz mi z łaski swojej powiedzieć, gdzie jest pokój gospodarzy? Muszę zabrać dokumenty czy coś - zapytałam.
- Pewnie szukasz, naszego kochanego gospodarza Nataniela - uśmiechnął się złośliwie - Kastiel.
- Mia, miło mi - uścisnęłam mu dłoń - To powiesz, bo jakoś chce mieć to za sobą.
- Ta, jasne. Drugie drzwi z prawej - wskazał palcem na białe drzwi - Powodzenia, życzę.




---------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Pierwszy rozdział za sobą, jutro zapraszam na kolejny *-*!
I nie martwcie się, będzie równo długi...
Hyhy. I popracuję jutro również nad wyglądem bloga :D
/J.