piątek, 18 września 2015

Rozdział dziesiąty




Następnego dnia wstałam w wspaniałym nastroju. Prawdopodobnie było to spowodowane wczorajszym pocałunkiem. Z jednej strony cieszyłam się, że ktoś taki jak Lysander zwrócił na mnie uwagę, choć jestem zwykłą dziewczyną. Z drugiej strony bałam się, że to dla niego był impuls i nic dla niego nie znaczył. Chociaż taki ktoś jak białowłosy wątpię żeby pocałunek z dziewczyną traktował jako jednorazowy BŁĄD. Jak się obudziłam w łóżku znajdowałam się tylko ja, więc mogłam jeszcze w spokoju pare minut poleżeć i pomyśleć, ale zrezygnowałam z tego pomysłu. Od razu zeszłam na dół nie zważając na mój wygląd, gdzie czekali na mnie białowłosi oraz mój brat.
   - Cześć - powiedziałam zachrypłym głosem.
   - Hej, śpiochu - zaśmiała się Rozalia wraz z Lysandrem.
   - Co jest na śniadanie, hm? - zapytałam.
   - Liczyliśmy na Ciebie - odpowiedział z udawanym smutkiem w głosie Sim.
   - Jaja sobie robicie, prawda?
   - Oczywiście, co nie wierzysz w nas? - zapytała się białowłosa.
   - Wierze w ciebie i Lysandra, Roz. Ale w mojego brata nie warto - odpowiedziałam z uśmiechem na ustach.
   - Ej! Bo nie dostaniesz jedzenia! - krzyknął brunet.
   - Wmawiaj sobie, braciszku - odparłam i wzięłam sobie dwa tosty z nutellą i usiadłam koło mojego brata. Ten wykorzystał sytuację i ubrudził mnie kremem.
   - O ty świnio - popatrzyłam na niego gniewnym wzrokiem - Lepiej uciekaj zanim cię dopadnę!
Jak na zawołanie Simon zerwał się z krzesła i pobiegł w stronę swojego pokoju. Chciał się zamknąć, lecz nie zdążył. Powoli do niego podchodziłam.
   - Jak mam cię zabić? Powoli czy szybko hm? - zapytałam.
   - Najlepiej wcale - powiedział niewinnym głosikiem.
   - Dobra, sam wybrałeś - podeszłam do niego i szarpnęłam go za ucho. Oczywiście krzyknął, że go to boli ale trzeba było nie zaczynać ze mną prawda? Następnym razem będzie wiedział, że ze mną nie ma co zaczynać. Zeszłam z nim na dół i kazałam mu stać w miejscu. Sama poszłam po Rozalię i Lysandra, żeby mogli obejrzeć show. Podeszłam do mojego brata od tyłu i ściągnęłam mu spodnie. Wiedziałam, że będzie miał na sobie ulubione bokserki w misie i chmurki. Gdy mój brat zauważył, że "spadły" mu spodnie szybko się opamiętał i założył je z powrotem. Zadowolona popatrzyłam na moich przyjaciół, którzy zwijali się ze śmiechu. Postanowiłam pójść się ogarnąć, więc uprzedziłam ich, że może mnie nie być około godziny. Szybko wskoczyłam na piętro, gdzie pierwszym moim celem była standardowo szafa, a potem łazienka. Wzięłam dziesięcio-minutowy prysznic, ubrałam się oraz umalowałam się. Spojrzałam na zegarek. Okazało się, że moje przygotowania trwały pół godziny. Szybko zeszłam na dół, gdzie na kanapie siedzieli już przygotowani Lysander oraz mój brat.
   - Gdzie Rozalia? - zapytałam, przez co zwróciłam na siebie ich uwagę.
   - Przygotowuje się. - odpowiedział Lys, na co ja się szeroko uśmiechnęłam.
   - Może pójdziemy gdzieś? Wiem! Lodowisko! - krzyknęłam z entuzjazmem.
   - Ugh - w odpowiedzi usłyszałam jęk.
   - No co! Trochę sportu wam nie za szkodzi. 
   - Mia, ja cię kocham i w ogóle ale w tym momencie mam ochotę Cię rozszarpać. - powiedział białowłosy, lecz po chwili dotarło do niego co powiedział i odchrząknął, żeby prawdopodobnie ukryć zażenowanie. Ja tylko poczułam mrowienie na policzkach co oznaczało, że spłonęłam rumieńcem. Podeszłam do niego i odparłam:
   - Nie martw się, też Cię kocham. - szepnęłam mu do ucha z uśmiechem i obserwowałam jego reakcje. W jednym momencie zauważyłam u niego wypieki na policzkach, a na twarzy malował się szok i zdziwienie. Ja tylko się uśmiechnęłam do niego ukazując szereg białych zębów. - To co idziemy na to lodowisko? Błaagam!
   - Dobra, ale ty płacisz! - odpowiedział niezbyt przekonany co do tego pomysłu Sim.
   - Okej! To zakładamy kurtki i idziemy! Rozalia! - krzyknęłam do przyjaciółki - Pośpiesz się! Idziemy na lodowisko!
   - Już schodzę! - w odpowiedzi również usłyszałam krzyk.
Po chwili na dole zjawiła się już gotowa białowłosa. Dałam chłopakom znać, że możemy już wychodzić. Wzięłam swoją kurtkę oraz czapkę założyłam ją i byłam już w stu procentach gotowa na jazdę na łyżwach. Z uśmiechami na twarzach wyszliśmy z posesji. Z Rozalią i Lysandrem byliśmy wniebowzięci, za to Simon niezbyt przekonany tym wyjściem nie odzywał się wcale, co ukazywało brak aprobaty co do tego pomysłu. Nie przejmowaliśmy się moim bratem przez całą drogę bo wspominaliśmy czasy, kiedy byliśmy dziećmi i chodziliśmy właśnie na lodowisko. Po kilkunastu minutach, zważywszy na to, że nie daleko od naszego domu otworzyli lodowisko byliśmy już na miejscu. Szybko poszłam zapłacić za karnet czteroosobowy na 3 godziny oraz za cztery pary łyżew. Po krótkiej chwili wróciłam do przyjaciół i poszliśmy wybrać łyżwy. Każdy z nas wybrał standardowe: białe. Z uśmiechem weszłam na lodowy grunt i zaczęłam przygotowywać się do niezłego wysiłku. Po krótkiej rozgrzewce zaczęłam się rozglądać za przyjaciółmi. Wzrokiem spotkałam tylko Lysandra, który stał przy barierce i oglądał innych ludzi. Postanowiłam do niego podjechać i porozmawiać oraz przy okazji wyciągnąć go żeby trochę pojeździł.
   - Hej Lys. - uśmiechnęłam się do niego, a on nadal tkwił w krainie własnych myśli - Lys!
   - Co? Wybacz, zamyśliłem się... Coś mówiłaś? - zapytał rozkojarzony.
   - Przywitałam się tylko, czemu nie jeździsz? - teraz to ja jego zapytałam.
   - Nie mam ochoty.
   - A może po prostu nie umiesz? Chodź nauczę Cię. To nie takie trudne, też jak stanęłam pierwszy raz na lodzie nie byłam pewna czy umiem.
   - Nie jestem pewny...
   - No chodź! Będzie fajnie! - zachęcałam go.
   - No dobra.. - mruknął. - Normalnie druga Rozalia..
   - Coś mówiłeś? - zapytałam, choć dokładnie wiedziałam co się dzieje.
   - Nie.. nie.
   - To chodźmy!
I tak zaczęła się nauka, a raczej przypomnienie Lysandrowi jak się jeździ na łyżwach. Oczywiście przy tym nie obeszło się bez śmiechu i krzyku, ale przynajmniej było śmiesznie. Po około pół godzinie nauki, bądź przypomnienia można nazwać to jak się chcę białowłosy zaczął przypominać sobie podstawy. Niezmiernie się z tego faktu cieszył, a ja gdy widziałam jego roześmianą i radosną twarz nie mogłam się oprzeć, żeby nie uśmiechać się razem z nim. Gdy widziałam taki wesoły obrazek od razu robiło mi się cieplej na sercu. Lubiłam uszczęśliwiać ludzi, co czasami nie wychodziło mi zbyt dobrze, ale można powiedzieć, że liczą się chęci. Nasza nauka się skończyła, ale Lysander skorzystał z faktu dotrzymania mi towarzystwa i zaczęliśmy rozmawiać na neutralne tematy jeżdżąc oraz trzymając się za rękę. Śmialiśmy się przy tym co nie miara i byliśmy zadowoleni ze swojego towarzystwa. Było mi bardzo miło, że taki ktoś jak on lubi przebywać przy takiej niezbyt się wyróżniającej osobie jak ja.
 Niestety wszystko co dobre musi się wreszcie skończyć, w pewnym momencie musieliśmy iść, ponieważ skończył nam się czas. Jednak wychodząc z lodowiska nie zostawiliśmy tam dobrych humorów, które towarzyszyły nam przez całą drogę powrotną. 
   - Poznaliście się trochę? - skierowałam to pytanie do Rozalii i mojego brata.
   - Tak. Przez cały czas wydawało mi się, że rozmawiam z Kastielem. - mruknęła białowłosa, a ja się zaśmiałam. No w jakimś sensie miała rację. Simon był podobny do Kastiela.
   - Wiesz, masz rację. Przypomina tego gbura. - powiedziałam cały czas śmiejąc się. Lysander mi zawtórował. - I tak samo może być czasami miły i troskliwy.
   - Kastiel był wobec ciebie miły i troskliwy? - zapytała zaskoczona Rozalia.
   - Kiedy byłam chora, no i... Tylko wtedy.
   - No tak, przecież wtedy byłam przy tym. A właśnie! Następnym razem, gdy będę u Ciebie zrobię ci mały przeglądzik!
   - O mój boże.. - mruknęłam pod nosem, a potem dodałam trochę głośniej. - Świetnie! - to jedno słowo wręcz ociekało sarkazmem, którego Rozalia nie wyłapała. Reszta zrozumiała przekaz i chłopcy parsknęli gromkim śmiechem.
   - A właśnie Sim, masz garnitur? - zapytałam z uśmiechem mojego brata.
   - Oczywiście, we mnie wątpisz? - odpowiedział mi pytaniem.
   - Powtórzę to co powiedziałam rano: w Ciebie nie warto.
   - Tylko się nie zdziw jak obudzisz się w nie swoim domu. - odparł.
   - Czy ty mi grozisz?! - krzyknęłam z udawanym wyrzutem. - Jeśli tak, to ci coś nie wychodzi, braciszku.
   - Ja Ci nie grożę. Ja Cię ostrzegam przed faktem, że możesz się nie obudzić w swoim domu. - odpowiedział z sarkastycznym uśmiechem.
   - Oh, bardzo uczula mnie twoja troska do mnie. 
Sprzeczaliśmy się ze sobą, a tym samym dostarczaliśmy niezłej rozrywki naszym przyjaciołom, którzy z rozbawionymi minami nam się przyglądali. Kłóciliśmy się tak do naszego domu. Po wejściu do salonu zaproponowałam wszystkim po kubku gorącej czekolady. Ochoczo pokiwali głowami na znak, że się zgadzają. Szybkim krokiem poszłam do kuchni, żeby przygotować napój na wszelkie smutki. Około pięć minut później czarodziejska czekolada była gotowa. W czwórkę usiedliśmy przed telewizorem słuchając muzyki oraz popijając napój. Wspominaliśmy czasy dzieciństwa, choć Lysander zbytnio się nie udzielał w tej rozmowie. Na początku pomyślałam, że po prostu się zamyślił, ale gdy zaczął się uśmiechać na inne historie miałam zupełnie inne zdanie. Nie miałam jednak mu za złe, że się nie odzywa. Ja sama mało co odzywałam się, jak już to odpowiadałam na pytania Rozalii. Kiedy wybiła godzina piętnasta nasi goście postanowili się zbierać. No cóż nie dziwiłam się, ponieważ o szesnastej miałam mieć kolejnych gości. 
   - Simon za piętnaście mamy gości! Zachowuj się jakoś! - krzyknęłam z pokoju, gdzie w tym momencie wyciągnęłam sukienkę z worka i powiesiłam na szafie.
   - Jasne! Przecież Ci siary nie narobię przed tyloma koleżankami, choć jest to strasznie kuszące. - oczywiście wyłapałam sarkazm i wyobraziłam sobie ten szyderczy uśmieszek na jego twarzy. Dla mnie było to wręcz normalne, że posługuje się sarkazmem lub ironią w moją stronę. Pięć minut później usłyszałam dzwonek, który poinformował mnie o przybyciu dziewczyn. Szybko pobiegłam na dół, gdzie zauważyłam Simona z dziewczynami. Ewidentnie było widać, że z nimi flirtował.
- Mówiłeś, że nie zrobisz mi siary. - powiedziałam przerywając "interesującą" rozmowę mojego brata.
   - Nie zrobiłem. Ja tylko rozmawiam z twoimi koleżankami. - uśmiechnął się do mnie.
   - Czyli robisz siarę. Dzięki, bracie. - przewróciłam oczami. - A tak w ogóle cześć dziewczyny!
   - Cześć! - powiedziały chórkiem i w tym samym momencie zaprosiłam ich gestem ręki na górę, a mojemu bratu rzuciłam ostrzegawcze spojrzenie. Poszłyśmy wspólnie na górę i zaczęłyśmy rozmawiać.
   - To jak gotowe na przygotowania do balu? - zapytała zawsze entuzjastycznie nastawiona do świata białowłosa.
   - Chyba na walkę na śmierć i życie. - mruknęłam, a wszystkie dziewczyny oprócz Rozalii wybuchnęły śmiechem. Uśmiechnęłam się do poszkodowanej niewinnie, a ta gniewnie na mnie spojrzała. - Dobra, to co zaczynamy?
   - Zaczynamy. - burknęła niezadowolona złotooka. Długo nie była już zła na mnie, ponieważ gdy zobaczyła tylko nasze sukienki oniemiała z wrażenia i była jeszcze bardziej podekscytowana niż przed przyjściem do mojego domu.
   - To która pierwsza? - zapytała szeroko uśmiechnięta Rozalia.
   - Ja mogę. - odezwała się fioletowłosa. Rozalia zajęła się fryzurą Violetty, a ja ją pomalowałam zgodnie z jej życzeniami. Świetnie się przy tym bawiłyśmy. Kolejno potem była Kim, Iris, Rozalia a na sam koniec ja. Nie brakowało nam na twarzach uśmiechów wysyłanych w stronę swoich przyjaciółek. Śmiałyśmy się, rozmawiałyśmy a także opowiadałyśmy żarty. W pewnym momencie temat rozmowy zszedł na temat chłopaków, a ja stałam się dziwnie milcząca. Miałam zbyt dużo do powiedzenia, więc nie odzywałam się. Niestety Rozalia jest Rozalią czyli wyłapała moje dziwne milczenie. 
   - Czemu tak milczysz? - szepnęła mi do ucha, poprawiając moją fryzurę.
   - Ja milczę? Po prostu nie mam nic do powiedzenia na ten temat. - odpowiedziałam starając się być jak najbardziej wiarygodna.
   - Wiesz, że przede mną nic się nie ukryję?
   - Wiem. Więc po co miałabym kłamać? - odwróciłam się do niej i spojrzałam na nią pytająco. Ta tylko przybrała zamyślony wyraz twarzy i skinęła głową w geście potwierdzenia moich słów. Odetchnęłam cicho z ulgą i poprosiłam Rozę, żeby kontynuowała. Jakimś cudem okazało się, że wyrobiłyśmy się w godzinę. 
   Postanowiłyśmy pójść na dół, żeby poczekać na chłopaków. Szybko zebrałyśmy wszystkie kosmetyki oraz ubrania, które walały się po pokoju i poszłyśmy na dół z wcześniej wspomnianym zamiarem. O dziwo zauważyłyśmy, że na kanapie siedzi więcej sylwetek niż wcześniej, więc chłopcy wcześniej przyszli. No cóż. Na szczęście nie miałyśmy założonych obcasów ani głośno nie rozmawiałyśmy, więc nie usłyszeli, że ktoś oprócz nich jest w pokoju. Podeszłam do kanapy...
   - Buu! - krzyknęłam roześmiana, a oni podskoczyli i spojrzeli się na mnie. Przybrałam na twarz minę niewiniątka, a oni się tylko uśmiechnęli. No oprócz Kastiela, który siedział na fotelu z naburmuszoną miną. - Widzę, że się zapoznaliście z czymś, co żeruje na moim życiu. - wskazałam na Simona, a on popatrzył na mnie wzrokiem mordercy. Reszta towarzystwa parsknęła śmiechem.
   - Dobra, nie chce psuć dobrej zabawy. - zaśmiałam się. - Ale jeśli mamy zdążyć na czas, musimy się zbierać.
   - Taa, no musimy. - mruknął mój brat.
Jak na komendę wszyscy zebrali się w przedpokoju i zaczęliśmy powoli wychodzić z domu. Chłopcy szli za nami milcząc. Za to ja z dziewczynami gadałyśmy jak najęte. 
   - Macie jakiś pomysł na spędzenie ferii? - zapytała Rozalia, a ja spojrzałam się na nią i wzruszyłam ramionami.
   - Będę leżeć w łóżku całymi dniami, zapewne. - odpowiedziałam z pewnością.
   - A ja do Ciebie dołączę. - dopowiedział Kastiel z cwanym uśmieszkiem.
   - Ta, chyba w snach. - prychnęłam niezadowolona.
   - Świetnie się dogadujecie. - szepnęła mi do ucha Iris, a ja na nią popatrzyłam z szeroko otwartą buzią. Ja? Dogaduję się? Z Kastielem? Świetnie? Mhm..
   - Jak się świetnie dogaduję z Kastielem to jestem święta Teresa. - odpowiedziałam rudowłosej, a ona się tylko zaśmiała.
   - A ty Lysander? Jakie masz plany na ferie? - zapytałam białowłosego, zerkając na niego.
   - Na razie nie mam żadnych. Czyli wszystko spontanicznie. - odpowiedział z tajemniczym uśmiechem na ustach. Przegadaliśmy całą drogę do liceum o najbliższych feriach. Każdy miał jakieś plany i opowiadał je z zapałem. No może oprócz Armina, który całą drogę przemilczał. Akurat, gdy Rozalia skończyła opowiadać zauważyliśmy liceum. 
   Całą grupą weszliśmy do sali gimnastycznej, gdzie miał odbyć się bal. Wszyscy otworzyli szeroko buzię, no oprócz Iris i Violetty, które przyczyniły się do tego pięknego wystroju. Białe i niebieskie światełka rozciągały się po całej sali, co dawało niezwykle zimowy nastrój. Do tego białe płatki śniegu na oknach świetnie kontrastują z ciemnym niebem na zewnątrz. Uśmiechnęłam się szeroko na ten widok bo jednak zima jest moją ulubioną porą roku.
   Moje zachwycanie się zostało przerwane przez dłoń Lysandra na moim ramieniu. Uśmiechnęłam się do niego i pomaszerowaliśmy do stoiska z piciem. Po krótkiej chwili usłyszeliśmy głos naszego szkolnego gospodarza Nataniela, odwróciliśmy wzrok w jego stronę.
   - Witam na tegorocznym balu zimowym! - oznajmił z uśmiechem. W tle było słychać wiwaty połączone z pomrukami dezaprobaty. - W tym roku będziemy mogli podziwiać nasz szkolny zespół, który zagra nam kilka świątecznych piosenek. To chyba tyle! Miłej zabawy!
   Na te słowa zabrzmiała muzyka i każdy oddał się w wir tańca. No może z wyjątkiem mojej osoby. Z uśmiechem obserwowałam sunące pary po parkiecie. Wszystko wyglądało tak pięknie, po prostu jak z bajki. Było idealnie. Wszyscy wyglądali na szczęśliwych, co było chyba głównym celem tego balu. Sprawiać ludziom szczęście to najpiękniejszy dar jaki mógłby sobie człowiek wymyślić. Widząc tyle radości oraz szczęścia, które buzowały w tej sali, samej stojąc zupełnie sama marzyłam, żebym stała się kiedyś taka szczęśliwa jak oni w tej chwili. Można byłoby powiedzieć, że nigdy nie zaznałam prawdziwej miłości. Rodzice.. no cóż dom w którym mieszkali, traktowali raczej jak hotel aniżeli dom, gdzie czekają na nich ich dwójka kochanych dzieci. Dziadków ze strony taty i mamy nie poznałam. Rodzice taty są śmiertelnie obrażeni na swojego syna i na swoją synową, więc nigdy o nich więcej nic nie słyszałam. Za to rodzice mamy zginęli jeszcze, gdy moja mama była dzieckiem. Simon, moi kuzyni oraz ciotka zawsze mnie wspierali. To ode mnie się najwięcej wymagało w dzieciństwie. Najlepsze oceny, najlepsze koleżanki, najlepsze.. wszystko. Musiałam być lepsza od wszystkich we wszystkim. Nie mogłam się przeciwstawiać, musiałam zrobić wszystko, żeby rodzice byli choć raz ze mnie dumni, lecz nie usłyszałam od nich ani jednego słowa jakiejkolwiek pochwały. Kiedy odnalazłam się u ciotki, wreszcie zaznałam co to jest tak na prawdę szczęście. Uczucie jakim jest radość jest piękne i najbardziej cenne na świecie.
   - Mia! - krzyknęła Rozalia, wybudzając mnie z transu. - Jezu, już myślałam, że coś ci się stało.
   - Zamyśliłam się.. - mruknęłam. - Coś się stało?
   - A czy coś musiało się stać? - zapytała, a ja przewróciłam oczami. - No na prawdę nic się nie stało. Tylko stoisz tak tu od piętnastu minut i gapisz się w te pary.
   - Patrzyłam i myślałam. Tyle na ten temat. - odpowiedziałam. - Gdzie zapodziałaś mojego brata?
   - Poszedł sobie gdzieś. Nawet nie zwróciłam uwagi gdzie.
   - Nie lubi takich bali. Założę się, że już go nie znajdziemy na terenie szkoły. - prychnęłam rozbawiona, a Rozalia się zaśmiała.
   - Albo szlaja się z chłopakami, kto wie. - mówiła nadal się śmiejąc a ja jej zawtórowałam.
   - A jak Ci się układa z Leo? - zapytałam, zmieniając temat.
   Wtedy zaczęła gadać jak przekupka na targu. Opisywała swoje spotkania z Leo, wyjazdy i tym podobne. Opowiadała z taką pasją, z taką żarliwością i miłością aż sama zaczęłam pragnąć czegoś takiego. Pragnęłam tego, żeby ktoś mnie pokochał. Wiedziałam, że to co chcę jest trudne do zdobycia i prawdopodobnie nie zdobędę tego, ale nadzieja i marzenia pozostały w moim sercu.
   - Jest tak wspaniale... - westchnęła rozmarzona. - A jak Tobie układa się z Lysem?
   - Że co słucham? - odparłam kaszląc. - Przecież ja nie chodzę z Lysandrem.
   - Ale byście byli ładną parą! - krzyknęła entuzjastycznie.
   - Matko, Rozalia. Nie krzycz tak. Może i tak. Ale nigdy nie będziemy parą. - westchnęłam, co nie umknęło uwadze białowłosej.
   - Podoba Ci się. - bardziej stwierdziła niż zapytała. - Zakochałaś się w Lysie!
   - Co? Ehh, aż tak bardzo to widać?
   - Nie, ale jestem dobra w zgadywaniu. - rzekła dumnie.
   - Podpuściłam się jak małe dziecko, prawda? - zapytałam zrezygnowana.
   - Dokładnie. Ale nie przejmuj się! Może powinnaś zrobić pierwszy krok?
   - Przecież on mnie wyśmieję. - jęknęłam.
   - Z takim podejściem, nigdy cię nie zaprosi na randkę. - tupnęła nogą jak małe dziecko, co spowodowało u mnie wybuch śmiechu. - Z czego się tak chichrasz?
   - Z ciebie. - powiedziałam w trakcie śmiania się. - Zachowujesz się jak dziecko.
   - Wcale nie! - zrobiła naburmuszoną minę, ale sama się zaśmiała. - No może troszeczkę.
   - Cześć mała. - usłyszałam głos za sobą. Kastiel..
   - Nie jestem mała. - burknęłam, nie spoglądając na niego. - Czego chcesz?
   - Hej, spokojnie. Zatańczysz? - zapytał, a ja nie mogłam się powstrzymać od spojrzenia na niego. Uśmiechał się szarmancko, inaczej.. - Wszystko okey?
   - Rozalia, muszę Cię zostawić. A i tak przy okazji zapisz w kalendarzu, że Kastiel o coś poprosił. Trzeba będzie czekać na to wydarzenie kolejne sto lat. - zwróciłam się do białowłosej, a ona zachichotała. - Chętnie z Tobą zatańczę. - teraz powróciłam wzrokiem na czerwonowłosego, który nie miał zbyt zadowolonej miny. Chcąc poprawić jego humor, uśmiechnęłam się najpiękniej jak umiałam. Jego wyraz twarzy bardzo złagodniał. Złapał mnie za rękę i zaprowadził prosto na parkiet.
   Gdy tylko stanęliśmy w odpowiednim miejscu w głośnikach na sali rozbrzmiała wolna piosenka. Kastiel złapał mnie w talii, a ja niepewnie zarzuciłam swoje ręce na jego szyję.
   - Nie bój się mnie. - szepnął. - Ja nie gryzę.
   - Tego nie mogę być pewna. - odgryzłam się mu, a on zaśmiał się cicho.
   - Nie miałem okazji Ci tego powiedzieć. - zaczął, wzdychając głośno. Spojrzałam się na jego twarz pytającym wzrokiem. - Ślicznie wyglądasz.
   - Dziękuję. - odpowiedziałam lekko zarumieniona. - Ty też dobrze wyglądasz. - zaśmiałam się wtulając policzek w jego klatkę piersiową.
   - Po tej piosence będziemy musieli iść za kulisy. - westchnął. - Damy czadu.
   - Tak.. - szepnęłam i zatraciłam się. Przez resztę piosenki nie wymieniliśmy ani jednego słowa. Wydawałoby się, że słowa nam nie są potrzebne. W pewnym momencie spojrzałam się na jego twarz. Wzrok powędrował następnie na jego brązowe oczy, w których tańczyły iskierki szczęścia i radości. Kiedy się nie denerwuje i nie warczy na każdego jest na prawdę w porządku. W momencie, gdy zauważył, że patrze na jego twarz uśmiechnął się szeroko. Nie tak jakim zazwyczaj obdarza mnie i innych. Aroganckim, chamskim uśmiechem. Tym razem był to uśmiech nad wyraz szczery i pełny pozytywnych emocji. Nie mogłam się powstrzymać, żeby też się nie uśmiechnąć. Do końca piosenki patrzymy sobie głęboko w oczy i spuszczamy wzrok, gdy ostatnie dźwięki przestały grać. Po chwili czuję, że Kastiel podniósł swój wzrok na moją twarz i patrzy się na nią z lekkim uśmiechem na ustach. Również podniosłam swój wzrok i czułam, że moje policzki niewyobrażalnie mrowią.
   Ostatni raz uśmiecham się do niego, speszona odwracam wzrok i kieruję swoje kroki za scenę. Tam spotykam Lysandra oraz bliźniaków. Niezrozumiale patrze na braci, a oni wyłapują mój wzrok i śmieją się cicho.
   - Zdziwiona? - prychnął rozbawiony Armin.
   - Troszkę. - zaśmiałam się. - Myślałam, że grasz tylko na swojej konsoli.
   - Pozory mylą. - puścił do mnie oczko i zaczął się śmiać. - Ładnie wyglądasz.
   - Dzięki. - odpowiedziałam, uśmiechając się szeroko.
   Pogadaliśmy jeszcze chwile, ale przyszedł czas, żeby wyjść na scenę. Nerwowo stukałam obcasem w parkiet, co prawdopodobnie było słychać na scenie i na widowni, ponieważ wyjątkowo ucichła.
   - Hej, spokojnie. - poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Lysander. Uśmiechnęłam się do niego słabo. - Będzie wszystko okey.
   - Łatwo Ci mówić. - mruknęłam. - Ty już występowałeś na scenie. A ja co najwyżej pod prysznicem. - przewróciłam oczami, a białowłosy zachichotał.
   - Dasz sobie radę. - uśmiechnął się do mnie. - Armin ma racje.
   - W czym? - zapytałam.
   - Pięknie wyglądasz. - szepnął mi do ucha, a ja momentalnie rozszerzyłam źrenice i stanęłam w bezruchu. Jego miętowy oddech owinął moją szyję, która wysyłała mi sygnały, że chcę więcej. Sama chciałam być bardzo blisko jego osoby. Jego obecność jest taka uspokajająca i odprężająca, że nawet największe problemy stają się niczym proch rozlatujący się na wietrze.
   - Dziękuję. - odszepnęłam i na moją twarz kolejny raz tego wieczoru wskoczyły dużego rozmiaru rumieńce. Spojrzeliśmy sobie w oczy i zatraciliśmy się w sobie. W jego oczach pojawiły się iskierki pożądania. Od namiaru emocji głowa zaczęła mi niemiłosiernie pulsować ale nie przejmowałam się tym. Z każdą sekundą zbliżaliśmy się do siebie twarzami. Kiedy zostało dosłownie kilka milimetrów do zetknięcia się mojej twarzy z jego odruchowo zamknęłam oczy i pokonałam odległość dzielącą nasze usta. Bez najdrobniejszego wahania oddał pocałunek. Znowu poczułam to co tamtej nocy...
Po tym pytaniu zaczął się do mnie powoli przybliżać. Kiedy był już blisko mnie włożył niesforny kosmyk włosów za moje ucho. Poczułam wtedy, że zaczyna mi się robić niesamowicie gorąco, choć jest szesnasty grudnia. Z każdą sekundą był coraz bliżej mojej twarzy. W pewnej chwili nasze nosy zaczęły się stykać. Musnął delikatnie mój kącik ust. Nie wytrzymałam tej sytuacji i wpiłam się w jego usta. Z każdym następnym momentem napierał na mnie coraz bardziej, ale z chęcią oddawałam każde pocałunki. Czułam niesamowite motylki w brzuchu. Nigdy tego nie poczułam. Pierwszy raz czułam się tak fantastycznie podczas pocałunku. Kiedy już zabrakło nam powietrza przestaliśmy. Stykaliśmy się swoimi czołami. Uśmiechnęliśmy się do siebie, a ja się stałam czerwona jak truskawka. Dobrze, że była noc i nic nie widział. 
   Kiedy przestaliśmy spojrzeliśmy sobie ponownie w oczy. Ta para oczu przewiercała mnie wręcz na wylot i poznała wszystkie moje sekrety. Najważniejszy z nich - Kocham Lysandra. Każde jego spojrzenie, każdy uśmiech, każde słowa skierowane w moją stronę traktowałam jako największą świętość. Jeszcze raz pocałowałam go najdelikatniej jak się da. Oddał równie delikatnie. Uśmiechnęliśmy się do siebie.
   - Mia, ja... - zaczął, lecz nie skończył bo brutalnie mu przerwano.
   - Mia! - usłyszałam krzyk Rozalii. - Mia, mam... Oh, przeszkodziłam?
   - Nie, nie przeszkodziłaś. - zaśmiałam się i poczułam, że moja twarz zrobiła się koloru czerwonego. Eh, te przeklęte rumieńce!
   - To fantastycznie! Bo mam dla Ciebie niespodziankę! - powiedziała zbyt entuzjastycznie, co zniechęciło mnie do tej niespodzianki. Spojrzałam przerażonym wzrokiem na Lysandra, który tłumiąc śmiech obserwował tą sytuację. Szczerze mówiąc liczyłam, że wyplącze mnie jakoś, ale nie kwapił się do tego.
   - Ale teraz mamy występ. Nie mogę..
   - Spokojna twoja rozczochrana! - uspokajała mnie białowłosa. - To już załatwione!
   - Przepraszam? Co, załatwione?
   - Lysander pozwolił mi Cię porwać przed występem, żebyś odebrała niespodziankę! - wyjaśniła. Spojrzałam na niego zabójczym wzrokiem, a on uśmiechnął się niewinnie.
   - Jasne, dzięki! - powiedziałam wymuszając uśmiech.
   - To my idziemy! Niedługo wracamy.
   - A z Tobą się policzę później! - krzyknęłam do Lysa na odchodne.
   Rozalia zaprowadziła mnie do damskiej toalety i zaczęła czegoś szukać w torbie. Po chwili wyciągnęła... czerwoną sukienkę, którą mogłabym nazwać mini.
   - No i co mam z tym zrobić? - zapytałam.
   - No jak to co! - oburzyła się. - Założyć ją!
   - Ekhm.. Co? Jak to założyć? Przecież już mam sukienkę. - odparłam zdziwiona.
   - Ale występujesz na scenie i choć trochę upodobnisz się do świąt!
   - Ja Ciebie kobieto kiedyś zabiję. Obiecuję.
   - No i mam dla Ciebie jeszcze coś. - wyciągnęła z torby czapkę typową dla mikołaja. - Będzie idealnie pasować!
   - Niech zgadnę. Przebrałaś jednego chłopaka za świętego mikołaja, mam rację?
   - Nie! Ale to fajny pomysł! Następnym razem go wykorzystam.
   Z kamienną twarzą wzięłam od niej sukienkę, poszłam do jednej z kabin i przebrałam się. Szczerze mówiąc ta sukienka była śliczna. Nogi wyglądały w niej wręcz idealnie, moje czarne loki idealnie się z nią kontrastowały, a czapka mikołaja dodawała świątecznego nastroju. Wyszłam z kabiny.
   - Wow.. - szepnęła Rozalia z iskierkami podekscytowania w oczach. - Wyglądasz świetnie!
   - Nie jestem przekonana.. - mruknęłam.
   - Oj! No chodź, przecież zaraz masz występ! - pociągnęła mnie za rękę i wyciągnęła z toalety. 
   - Uduszę Cię. Po prostu cię uduszę. - powiedziałam bardziej do siebie niż do niej. Na szczęście nie usłyszała.
   Po krótkiej chwili byłyśmy już znowu na sali, niestety zwracałam zbyt dużą uwagę chłopaków co powodowało wściekłe spojrzenia dziewczyn rzucane w moją stronę. Czułam się dziwnie czując tyle par oczu zwróconych w moją stronę. Ale starałam się tym nie przejmować i przejść szybko za kulisy, potem zaśpiewać, zabawić się i pójść spokojnie do domu.
   Już po kilku minutach byłyśmy za kulisami. Odetchnęłam głęboko czując niewyobrażalną ulgę, choć myśl, że zaraz mam wystąpić na scenie przed całą szkołą nie napawała mnie entuzjazmem i radością. Lecz przerażeniem i strachem. Postanowiłam nie zaprzątać sobie tym na razie głowy i skupiłam się na luźnej rozmowie z białowłosą.
   - Boże, chcę mieć już to za sobą. - powiedziałam lekko przestraszona. - Przecież ja się zbłaźnię!
   - Nie zbłaźnisz się! - uspokajała mnie. - Słyszałam jak śpiewasz i jestem pewna, że ludzie będą zachwyceni!
   - W co ja się wpakowałam.. - szepnęłam.
   - Hej, maleńka co ty tu robisz? - usłyszałam czyjś głos za plecami. - Tutaj mogą przebywać tylko członkowie zespołu, ewentualnie przyjaciele. - W myślach już sobie wyobrażałam jak przewrócił oczami. - Mam ci po... - urwał, kiedy odwróciłam się do niego.
   - Zatkało? - zaśmiałam się.
   - Ta.. no trochę. - zmieszał się Kastiel. - Czy ty nie miałaś takiej różowej sukienki?
   - Miałam.. No ale wiesz. Rozalia.
   - Ta, czaje. 
   - Hej! - krzyknęła białowłosa. - Ja tu nadal jestem!
   - Wiemy, Roza. Wiemy.
   - Dobra, my musimy już iść. Zaraz wchodzimy. - oznajmił czerwonowłosy.
   - Jasne, tylko dam taki mały dodatek. - powiedziała z podnieceniem w głosie złotooka.
   - Co? Jaki dod.. - przerwała mi, zakładając czapkę mikołaja na głowę jednocześnie naciągając ją na oczy. - Rozalia. - syknęłam.
   - No co? Są święta! 
   - Dobra, chodźmy już bo nie wytrzymam już z nią ani minuty dłużej. - poprawiłam czapkę i złapałam Kastiela za rękę i poprowadziłam w stronę sceny. W trakcie drogi puściłam jego dłoń, sądząc, że trafi samodzielnie bez mojej pomocy. Już po chwili staliśmy za ścianą dzieląca nas a scenę. Zastanawiałam się, gdzie mogą podziewać się bliźniacy oraz Lysander.
   - Kastiel! No wreszcie! - usłyszeliśmy krzyk zza moich pleców. Lysander. - Gdzie ty byłeś? Szukałem Cię wszędzie! Wiesz, że.. Oh. - przerwał najprawdopodobniej, gdy zobaczył moje plecy. - Nie przedstawisz mnie swojej koleżance? - Odwróciłam się, a gdy zobaczył moją twarz, zdębiał i zrobił się blady jak ściana.
   - Nazywam się Amelia, ale mówią na mnie Mia, miło mi. - zaśmiałam się, podając mu rękę. Uścisnął ją z szerokim uśmiechem.
   - Zaraz rzygnę tęczą. - odparł zirytowany Kastiel.
   - Podać Ci wiadro? - zwróciłam się do niego, a on patrzył na mnie z niedowierzaniem.
   - Zgasiłaś go. - uznał rozbawiony tą sytuacją Lysander.
   - Chodźmy lepiej na scenę. - mruknął niezbyt zadowolony czerwonowłosy.
   Jak powiedział tak zrobiliśmy. Pierwsze kroki, które zrobiłam na scenie były niepewne i pełne obaw. Czułam, że zaraz opadnę z sił i nie dam radę zrobić żadnego kolejnego kroku. Z nerwów zaczęłam wyłamywać sobie palce u rąk. Niestety weszło mi to w krew, taki nawyk.
   Po chwili usłyszałam pierwsze dźwięki. Już po kilku sekundach musiałam dołączyć śpiew.
music 1
   Nie spodziewałam się tak pozytywnej reakcji ze strony ludzi. Myślałam, że już po pierwszych sekundach ludzie zaczną wychodzić z sali gimnastycznej i nie będą zadowoleni z piosenkarki, która wystąpiła. Czyli mnie. A tymczasem zaczęli śpiewać razem z nami. Czułam się cudownie.
music 2
  Kolejna piosenka. Tym razem duet z Kastielem. Muszę przyznać, że ma świetny głos i wyczucie rytmu. Bawiliśmy się przy tym świetnie. Mogłoby to trwać i trwać...
music 3
   Duet z Lysandrem to istne niebo. Śpiewa mi się z nim świetnie, ma taki cudownie czysty i brzmiący kojąco głos. Białowłosy grał na pianinie i również ze mną śpiewał. Na naszych twarzach malowały się szerokie uśmiechy, które dodawały nam sobie nawzajem otuchy.
music 4
   Czas na ostatnią piosenkę, którą wtedy zagraliśmy.  Tym razem scena należała wyłącznie do mnie. Wczułam się w tą piosenkę, starając się pokazać jak najwięcej emocji związanych z tym całym wydarzeniem. Bal.. Pocałunek.. Koncert.. Tyle zadziało się podczas jednego wieczoru. Niby to mało, ale gdy człowiek doświadczy uczuć z tym związanych zmieni zdanie. Zmieni je o 180 stopni. 
   Po kilku minutach piosenka się skończyła, czym zakończyliśmy koncert. Moją duszę przepełniało nieopisane szczęście i radość. Uśmiechnęłam się do chłopaków, a oni zmęczeni otarli swoje spocone czoła i odwzajemnili uśmiech. Z pogodnymi wyrazami twarzy zeszliśmy ze sceny kierując się za kulisy, gdzie czekała na nas reszta naszych przyjaciół oraz mój brat, który o dziwo się znalazł w tłumie piszczących fanek Kastiela, Lysandra oraz bliźniaków.
   - Byliście niesamowici! - krzyknęła radośnie Rozalia.
   - Dzięki. - uśmiechnęłam się do niej słabo, bo byłam niewyobrażalnie przytłoczona tym wszystkim.
   - Dobrze się czujesz? - zapytał z troską Lysander.
   - Wszystko w porządku. - skłamałam. Nie chciałam go martwić, zwłaszcza, że to jest zwykłe zmęczenie, które widać też na jego twarzy.
   - Jeśli tak mówisz. - wzruszył ramionami, a ja uśmiechnęłam się szeroko do niego. Chciałam potwierdzić swoje słowa, lecz jeden uśmiech nie był zbyt przekonujący.
   - Na prawdę, wszystko w porządku.
   - Cieszę się niezmiernie z tego powodu. - uśmiechnął się do mnie. - Mówiłem, że dasz sobie radę! A ty nie wierzyłaś w siebie.
   - Czasami jednak muszę Ciebie posłuchać. - zaśmiałam się.
   - Dobra, chodźmy bawić się dalej! - przerwała nam rozmowę białowłosa śmiejąca się razem z Kim.
   - Jasne! - krzyknęliśmy wszyscy równocześnie, powodując u wszystkich wybuch niekontrolowanego śmiechu.
   Ruszyliśmy całą paczką na parkiet i każdy zabrał swoją partnerkę w wir tańca. Kastiel, o dziwo zabrał do tańca Violettę. Wszystkich zdziwił ten widok, ale po chwili już nikt się tym zbytnio nie przejmował. Stałam znowu samotnie przy stoisku z ponczem i jedzeniem i ponownie zaczęłam przyglądać się tańczącym parom. Po chwili usłyszałam czyjś krzyk:
   - Mia! - odwróciłam się w stronę, gdzie znajdował się powód hałasu.
   - Alexy! Czemu się tak drzesz? - zapytałam uśmiechając się.
   - Jak to czemu?! Zabieram Cię na parkiet. - uśmiechnął się czarująco. Gdybym nie wiedziała, że jest homoseksualny powiedziałabym, że mnie podrywa.
   - To chodźmy! - odłożyłam pusty kubek po ponczu i ruszyłam razem z niebieskowłosym w głąb tańczącego tłumu.
   Przy tańczeniu z Alexym było pełno śmiechu i bólu. Lubił chodzić po moich stopach ale ja nie odwzajemniałam jego entuzjazmu. Chociaż zaraz znowu zaczynaliśmy się śmiać, czym zwracaliśmy uwagę przechodzących koło nas ludzi. Po około trzech godzinach bal się skończył i ludzie zaczęli się zbierać. W tym czasie zdążyłam zatańczyć z dwa razy z Kastielem, cztery razy z Lysandrem i pare razy z bliźniakami.
   Gdy razem z bratem wróciliśmy do domu, zastaliśmy Titi robiącą nam kolację. Podarowałam sobie ją dzisiaj i poszłam prosto do swojego pokoju, gdzie przebrałam się w piżamę, zmyłam makijaż i prosto wskoczyłam do swojego ciepłego łóżeczka.. Po chwili leżałam już w objęciach Morfeusza...


~*~
YES, YES, YES!
Skończyłam. Były łzy szczęścia, gdy skończyłam. Były łzy zwycięstwa gdy pisałam ostatnie zdania. Mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe, że tak późno dodałam ten rozdział.. Niestety. Brak weny, nowa szkoła to troszkę mnie przerosło.
Każdego dnia siadałam i pisałam po troszeńku, żeby chociaż na następny dzień mieć kilka zdań czy akapit mniej.
Więc, dziękuje tym, którzy jeszcze ze mną zostali.
Następny postaram się dodać jak najszybciej.
Pozdrawiam. ♥
Całusy, xoo.

   

2 komentarze: