wtorek, 7 lipca 2015

Rozdział szósty "Choroba i przyjacielska pomoc"



Rano obudziłam się z dużym bólem głowy. Postanowiłam, że zrobię dzisiaj sobie wolne z racji mojego złego samopoczucia. Zeszłam na dół i zrobiłam sobie śniadanie. Nie miałam wielce jak dużego apetytu, więc zrobiłam sobie tylko jedną sznytkę chleba z serem i szynką. Najedzona poszłam usiąść na kanapie, nagle złapał mnie okropny ból brzucha. Poszłam po tabletkę przeciwbólową z nadzieją, że mi przejdzie. Nadzieja mnie zawiodła i niestety ból nie ustąpił. Siedziałam tak na tej kanapie i czekałam, aż przestanie boleć. Usłyszałam dzwonek mojego telefonu na wyświetlaczu widniał napis „Roza Dzwoni”, więc nacisnęłam zieloną słuchawkę.
- Halo? Mia? – powiedziała dziewczyna.
- Słucham? – powiedziałam z zchrypiałym głosem.
- No i już nie muszę pytać co się dzieje, że cię nie ma w szkole. Coś Cię boli?
- No, zaraz Ci powiem całą listę. Głowa, brzuch, gardło...
- Dobra, dobra. Chłopaki słyszycie? Mia jest chora.
- Jak to chora? Daj mi telefon – usłyszałam przez słuchawkę zdenerwowanego Lysandra. – Co ci jest?
- Hmm.. Boli mnie głowa, gardło i brzuch. Pomysł z tą imprezą jednak nie był dobry.
- Haha! Wiedziałem, że tak będzie – teraz usłyszałam rozbawionego Kastiela.
- Słuchaj, Mia może przyjdę po szkole i dam ci zeszyty? – zaproponował Lys.
- Jasne, czemu nie – uśmiechnęłam się – drzwi są dla Ciebie szeroko otwarte.
- To super, to widzimy się po szkole?
- Oczywiście.
- Ja też przyjdę! – krzyknęła Rozalia.
- I ja też – teraz krzyknął Kastiel – szykuj łóżko.
- Dla was wszystkich moje drzwi są szeroko otwarte. Na razie!
- Pa! – wszyscy krzyknęli zgodnym chórem. Na wieść, że moi przyjaciele mają przyjść mnie odwiedzić od razu poprawił mi się humor. Byłam im bardzo wdzięczna za to, że są. W dawnym mieście nie mogłam liczyć tak na prawdę na nikogo. Dziewczyny mnie zbytnio nie lubiły, ponieważ chodziłam z Jacobem. Co jak co, ale to było największe ciacho w całej szkole. Zrozumiałam swój błąd, gdy zobaczyłam go jak obściskuje się z inną. Było mi strasznie przykro i nie mogłam przyjąć tego do świadomości, że mógłby mi zrobić takie świństwo. Jednak, gdy słyszałam jego usprawiedliwienia rzygać mi się chciało. Nigdy nie słyszałam takich bajeczek. „Nie miałaś dla mnie czasu, więc musiałem jakoś zaspokoić swoje potrzeby”. Najlepsze jest w tym, że spędzałam z nim każdą wolną chwilę. Wtedy chciałam zapaść się pod ziemię i spod niej nie wychodzić. Jednak miałam.. przyjaciela? Tak go mogę nazwać? Kena. Nie był jakoś szczególnie lubiany, a z resztą w ogóle nie był lubiany. Wysłuchał mnie, kiedy byłam w trudnej sytuacji. Wtedy zaczęłam spędzać z nim czas. Wiedziałam, że będzie mógł mi pomóc, wysłucha mnie i może w jakiś sposób poradzi. Ale była taka sytuacja, gdzie ja musiałam go ratować. Jacob i jego świta zaczęli przezywać go od najgorszych, więc postanowiłam zadziałać. Opowiedziałam całej szkole, co mi zrobił i co może innym zrobić. Przez to zaczęli nazywać mnie najsilniejszą. Bo nikt oprócz mnie nie zadarł z nimi. Kentin był mi bardzo wdzięczny. Próbował mi się jakoś zrewanżować za pomoc, ale jego obecność to było najlepsze co mogło mnie wtedy spotkać. Jednak pewnego dnia czekała na mnie niemiła niespodzianka. Rodzice zakomunikowali mi, że muszę wyjechać. Nie było to dla mnie łatwe bo na prawdę zżyłam się z Kenem. Chociaż, gdy go zobaczyłam jak wchodzi do mojej klasy nie byłam zachwycona. Na chwilę zapomniałam jak mi pomagał, jak próbował mi się zrewanżować za pomoc i w ogóle. Zapomniałam o wszystkim co dla mnie robił. Zapomniałam o uczuciach, które do mnie żywi. Zapomniałam jak był dla mnie ważny.
- Dobra, dziewczyno ogarnij się! – krzyczałam do siebie – Zaczęłaś nowe życie!
Wzięłam gitarę w ręce i zaczęłam grać. Dawało mi to poczucie, że jestem wolna i mogę robić co chcę. Gdy wykonałam pierwsze wolne ruchy ręką na gitarze, włączyłam do tego mój głos.
Baby, when you smile
I can see the trouble that’s in your eyes
When you touch me there
I know for certain that I’m loosin’ all control, oh o-o-oh no, no
(La, la, la, la, la, la, la, la, la)
That’s my heart talking to my head, head
Talking to my heart
(La, la, la, la, la, la, la, la, la)
That’s my heart talking to my head, head
Saying that
You’re a bad boy
I’m a good girl, and I’m gonna get my heart broken in time
You’re a bad boy
Baby, your world is gonna chew me up and spit me out alive
If I could help myself, you know I would
Why do the bad boys always look so good?

Kiedy skończyłam śpiewać, odetchnęłam. Przestałam, choć na chwilę myśleć o tym jak ktoś mógł mnie tak strasznie potraktować. Odłożyłam gitarę na swoje miejsce i położyłam się na łóżku. Została mi jakaś godzina do przyjścia, więc postanowiłam, że prześpię się. Niestety ktoś zakłócił mi tą drzemkę. Usłyszałam pukanie do drzwi.
- Już, już idę - krzyknęłam - nie dadzą człowiekowi się wyspać... 
Otworzyłam drzwi i zobaczyłam znaną mi postać.
- Cześć, mała - powiedział czerwonowłosy.
- Ile razy.. ehh.. nie ważne, wchodź - powiedziałam zmarnowana - w ogóle co ty tu robisz? Lekcje kończysz za jakieś 45 minut.
- Nataniel mnie zwolnił wcześniej bo powiedziałem, że muszę odwiedzić chorą przyjaciółkę.
- Ohh, jakiś ty uczynny. Powinieneś dostać medal. 
- Wiem, wiem. Nie musisz mi tego uświadamiać. Jak się czujessz?
- Bywało lepiej... Ale narzekać nie mogę bo mam dobre towarzystwo - uśmiechnęłam się - czuj się jak u siebie w domu.
- Mam taki zamiar - uśmiechnął się zadziornie.
- Chcesz herbaty lub innego napoju?
- Nie, dzięki. Jeszcze mi czegoś dosypiesz i co wtedy zrobię.
- Ja to nie ty - uśmiechnęłam się łobuzersko - więc? Chcesz czy nie?
- Zrób mi herbaty.
- Jakieś magiczne słowo?
- Poproooszę - w tym momencie zrobił oczy jak ze Shreka. A ja zaczęłam się z niego śmiać i poszłam do kuchni, żeby zrobić dla wszystkich herbatę. W pewnym momencie zrobiło mi się słabo i prawie zemdlałam, ale zignorowałam to i dalej zajmowałam się przygotowaniem poczęstunku dla moich gości. Po zrobieniu herbaty poszłam do salonu, żeby usiąść z Kastielem na kanapie. Nadal miałam w głowie tą sytuację z imprezy. Co to miało znaczyć? Czy ja coś do niego czuję? Czy może to jest tylko zauroczenie, a on chce mnie tylko wykorzystać? Nie wiedziałam co myśleć na ten temat. W końcu miał tytuł "Łamacza Serc". Nie lubiłam być nie pewna swoich uczuć. Wszystko skomplikował. Usłyszałam pukanie do drzwi. Podeszłam do nich i je otworzyłam zauważyłam tam zatroskaną Rozalię oraz zmartwionego Lysandra.
- Cześć - powiedziałam bez większego entuzjazmu - wchodźcie.
- I jak się czujesz? - spytał się chłopak.
- Bywało lepiej.
- Zaraz zrobię Ci inspekcję ciuszków to od razu Ci się humorek poprawi - powiedziała rozbawiona białowłosa.
- Spróbuj to uduszę - uśmiechnęłam się złośliwie - wiesz, że w takich sprawach nie żartuję.
- Oj no, ale...
- Nie ma żadnego ale, nie będę się powtarzać.
- Wyrabiasz sobie charakterek, fajnie, fajnie - powiedział rozbawiony czerwonowłosy.
- Zawsze taka byłam i nie udawaj, że nie wiesz.
- I to jest jedyna rzecz, którą w Tobie lubię.
- Słucham? Nie dosłyszałam, mógłbyś powtórzyć?
- Nic nie mówiłem.
- Mhm, tak jasne.
- Jest wspaniała - szepnął do Lysandra, szepnął tak głośno, że ja go usłyszałam i się uśmiechnęłam. Ale pomyślałam, że znowu sobie ze mnie żartuje, więc nie wzięłam tego do serca. 
- Zapraszam na górę - odparłam do wszystkich i zaprosiłam wszystkich gestem do mojego pokoju. Jak weszli do niego, zaniemówili. Zdziwiłam się bo ten pokój nie ma nic w sobie takiego, wow. Ale każdy ma swój gust. W pewnym sensie byłam dumna, że moim gościom się podoba. Podobał mi się mój pokój miał to co zawsze mi brakowało w pokoju. Instrumentów. Muzyka była moim życiem. Nie wiem skąd ciocia wiedziała, że gram, ale wiem, że trafiła w dziesiątkę kupując mi gitarę.
- Heej! A to kogo? - zapytał Kastiel wskazując na gitarę.
- Zgadnij - powiedziałam z sarkazmem - moja, a kogo? Może mojej cioci?
- Dobra, dobra. Widzę, że jak jesteś chora to humorek Ci się zaostrza.
- Zaraz zaostrzy mi się coś innego - powiedziałam gniewnie.
- Spokojnie, Mia - powiedziała Rozalia - a ty Kastiel przestań ją wkurzać.
- Jasne, mamo... No to kogo jest ta gitara?
- Moja - powiedziałam.
- Zagrasz coś? - zapytał zaintrygowany Lys.
- Ja? Ale ja dawno nie grałam - "Dobry Boże, wybacz mi to jedno kłamstwo" - mogę spróbować.
Wzięłam gitarę do ręki i zaczęłam powoli dotykać strun. Próbowałam udawać, że nie umiem, ale jakoś mi to nie wychodziło. Coraz bardziej wczuwałam się w to co robię. Po chwili białowłosy dołączył się do mnie zaczynając śpiewać. Poprawiło mi to znacznie humor, ponieważ miał talent. Mogłabym go słuchać godzinami. Był takim magikiem, który zaczarowuję ludzi swoim śpiewem.
- Dołącz do niego - czerwonowłosy szepnął mi do ucha.
- Ale ja przecież nie umiem śpiewać - powiedziałam równie cicho jak on - tylko zepsuję.
- Wiem, że umiesz - Co on chciał przez to powiedzieć? - dasz radę.
- D-dobrze.
Zrobiłam tak jak Kastiel mi zaproponował. A raczej rozkazał. Dołączyłam się do białowłosego, na co on zrobił bardzo zdziwioną minę. Spojrzałam na Kastiela, który uśmiechał się zadowalająco. Mina Rozalii wygrała wszystko. Wielkie, duże, złote oczy mówiły do mnie "Czemu nie powiedziałaś, że śpiewasz?!". Wiedziałam, że jak skończymy będę musiała wysłuchać długie kazanie. Ale sama się na to zgodziłam, więc nie mogłam narzekać. W głowie układałam sobie usprawiedliwienie dla białowłosej. Po chwili dołączył się również czerwonowłosy. Nie wiedziałam, że on śpiewa! Śpiewał tak idealnie, że troszkę się zamyśliłam się ale nie przeszkodziło mi to w dalszej grze. W pewnym momencie niestety musieliśmy przestać. Lys i Roza zaczęli mnie przeszywać wzrokiem. Dosłownie i w przenośni.
- Czemu nie powiedziałaś, że śpiewasz?! - krzyknęła białowłosa.
- Bo nie śpiewam - powiedziałam - chyba, że pod prysznicem.
W tej chwili odwróciłam się do czerwonowłosego i ostrzegłam swoim wzrokiem, żeby się nawet nie ważył tego komentować.
- Ty sobie ze mnie nie żartuj! Kobieto ty masz talent!
- Nie mam talentu! Śpiewam okazyjnie i jeżeli mnie ktoś o to poprosi.
- Mia.. Ale ty masz talent - wtrącił się Lys - Rozalia ma rację.
- Widzisz! Mówiłam. Ja zawsze mam rację!
- Mogę coś powiedzieć? - teraz wtrącił się Kastiel. Pokiwałam twierdząco głową. - Oni mają rację ty masz talent. Nie powinnaś tak o sobie mówić. Jesteś wspaniałą artystką - w tej chwili na twarzy mojej i czerwonowłosego oblał nas rumieniec. 
- Ale to niemożliwe! Przecież jak śpiewałam dla rodziców krytykowali mnie na wszelki sposób! - wtedy uświadomiłam sobie, że za dużo powiedziałam. Coś czułam, że to co powiedziałam odbije się na mnie zdwojoną siłą.
- Przepraszam.. nie p-powinnam tego wam mówić - czułam w sobie zażenowanie. Miałam wrażenie, że zaraz pęknie mi serce ze złości na moich rodziców. Nigdy nie miałam w nich wsparcia. Zawsze tylko praca i praca. A jeśli coś nabroiłam mówili dlaczego z nami nie porozmawiałaś? Poczułam pierwszą łzę spływającą w dół na moich policzkach. Lysander podał mi swoją jedwabną chusteczkę.
- Czemu nie powinnaś? - zapytała zaciekawiona Rozalia.
- Ehh.. No bo ja nie czuję, żebym miała rodzinę - powiedziałam - zawsze dla moich rodziców liczyła się tylko praca. Z racji nieobecności rodziców w domu musiałam przejąć wszystkie obowiązki. Posprzątać, ugotować, wyprać i inne podstawowe rzeczy, które ja musiałam robić.
- A twój brat? - zapytał się Kastiel - przecież on mógłby Ci pomóc.
- To już zupełnie inna historia. Mój brat miał raka szpiku kostnego. Nie mógł mi pomagać ze względu na problemy zdrowotne. To ja musiałam mu pomagać. Chociaż często, gdy wracałam do domu zobaczyłam, że są umyte naczynia i pościerane kurze. Jest wspaniałym bratem.
- Wiesz będziesz mogła na nas liczyć w razie czego - powiedziała moja wspaniała przyjaciółka.
- Wiem i dziękuje wam za to, że tu ze mną siedzicie - powiedziałam z szczerym uśmiechem na twarzy.
- W zdrowiu i w chorobie - powiedział rozbawiony Kastiel. Resztę popołudnia spędziliśmy na rozmawianiu i poznawaniu siebie coraz lepiej. Dowiedziałam się też co nieco na temat czerwonowłosego. Jego życie wygląda podobnie jak moje. Rodzice, którzy się nami nie zajmują, brak zainteresowania z ich strony itp. Niestety wieczór musiał się skończyć.
- Cześć wszystkim - powiedziałam szczęśliwa - i jeszcze raz dziękuje.
- Jak mówiłem w zdrowiu i chorobie - powiedział czerwonowłosy uśmiechając się do mnie - trzymaj się mała.
- Trzymaj się duży. I wy też się tam trzymajcie.
- Na razie - krzyknęli wszyscy zgodnie i wyszli z domu. Po tym spotkaniu postanowiłam zadzwonić do mojej cioci, ponieważ się nie odzywała. Dzwonię raz, drugi, trzeci nie odbiera. Zaczęłam się niepokoić. Ale pomyślałam, że jednak życie z matką i niemowlakiem może być trudne i  może nie mieć czasu. Odłożyłam komórkę na biurko i usłyszałam pukanie do drzwi.
- Ktoś pewnie czegoś zapomniał - pomyślałam. Zeszłam na dół i otworzyłam drzwi. Miałam rację to był Kastiel.
- Czegoś zapomniałeś? - zapytałam się.
- Tak zapomniałem czegoś zrobić - uśmiechnął się do mnie i niebezpiecznie zbliżył. Zamknęłam oczy i czekałam na rozwój sytuacji. Tak jak podejrzewałam. Pocałował mnie. Był to bardzo namiętny i długi pocałunek. Próbowałam jakoś się wyrwać z jego uścisku, lecz starania poszły na marne. Zaczął dobierać do mojej koszulki. Wtedy powiedziałam sobie "STOP!" i odeszłam. Widziałam na jego twarzy brak zadowolenia i zawiedzenie. Postanowiłam dać mu do zrozumienia, że nie ma ze mną tak łatwo. Jedyne co wtedy zobaczyłam to wychodzącego chłopaka z mojego mieszkania. Byłam zażenowana całą tą sytuacją, choć wiedziałam, że on mi się bardzo podoba. W tamtej chwili przypomniała mi się przestroga Rozy.
- "Znam go, więc taka rada od przyjaciółki uważaj na niego."
- "Dlaczego?"
- "Dowiesz się w odpowiednim czasie."
Teraz zrozumiałam o co jej chodziło. Nie mogłam się zakochać w nim bo wtedy na mnie czekałoby cierpienie. Wiedziałam, że wiele ryzykuję spędzając dalej z nim czas, ale nic na to nie mogłam poradzić. Serce nie sługa. Nie miałam pojęcia, dlaczego to w nim musiałam się zakochać. Miłość ma moc i ona wybiera. To taka siła, którą w sobie masz. Ona naszemu życiu daje blask. To takie drugie słoneczko, bez którego nie da się żyć. Jego cholerne zachowanie wszystko komplikuję. Jakby nie był takim egoistycznym dupkiem wszystko udałoby się. Wzięłam komórkę w ręce i wykręciłam numer.
- Halo? - usłyszałam głos.
- Lysander? Potrzebuję pomocy - powiedziałam z nadzieją, że mi pomoże.
- Co się stało? - spytał z troską.
- Kastiel - to wystarczyło.
- Już jadę.
Po jakiś 15 minutach zauważyłam na podjeździe samochód Lysa. Ucieszyłam się, bo wiedziałam, że on jedyny może mi w tej sytuacji pomóc. Podbiegłam do drzwi i otworzyłam drzwi przyjacielowi.
- Wejdź - powiedziałam zapraszając go gestem do salonu.
- Możesz mi powiedzieć co się dokładniej stało? - zapytał się.
- Jak już wyszliście - zaczęłam - poszłam na chwilę do pokoju, a potem usłyszałam pukanie do drzwi. Pomyślałam, że którejś z was zapomniało czegoś i wróciło po to. Nie myliłam się. Przyszedł Kastiel i powiedział, że zapomniał czegoś zrobić. Nie zrozumiałam na początku o co mu chodzi, ale gdy się do mnie przybliżył zrozumiałam wszystko. Niestety był zbyt silny, żebym mogła go powstrzymać. Dał radę tylko mnie pocałować. Co prawda, włożył rękę mi pod koszulkę ale odsunęłam się od niego. Po jego wyjściu od razu zadzwoniłam do Ciebie i co ja teraz mam zrobić?
- Nie mam pojęcia - nerwowo podrapał się po głowie - powiedz mi.. Czujesz coś do niego?
- Tak - powiedziałam - niestety. Wszystko komplikuje jego cholerny charakter.
- Masz racje, ale może pod twoim wpływem zmieni się?
- W jakim sensie pod moim wpływem?
- No jak będzie z tobą spędzał więcej czasu to może się zakocha? Wiem. Brzmi to absurdalnie, ale zmienił się pod wpływem jego byłej dziewczyny.
- To on miał dziewczynę na poważnie? Dlatego nie chciał o tym gadać...
- Tak, miała na imię Debra. Niestety to zwykła ździra, która zabawiła się jego uczuciami. Rzuciła go dla kariery i dlatego wykorzystuje dziewczyny, tak jak ona wykorzystała go.
- W pewnym sensie go rozumiem. Ale nie musi się wyżywać na innych, prawda?
- Prawda, ale zbyt bardzo go zraniła. Szczerze mówiąc, ja sam nie wiem nic dokładnie. On tylko zna całą prawdę - powiedział - nie wiem, może jakimś cudem zaprosi Cię na bal?
- Fajnie by było, ale pewnie myśli, że nie pójdę.
- Mam plan - powiedział z zachwytem. Wyjaśnił mi wszystko i postanowiliśmy następnego dnia wcielić ten plan w życie. Po długiej dyskusji białowłosy zaczął się zbierać. Pożegnałam się z nim i poszłam wziąść kąpiel. Długą, relaksującą kąpiel...

-----------
Wreszcie skończyłam! Trochę mi to zajęło ale udało się! Miałam chwilowy brak weny i przez pare dni nic nie pisałam. Teraz mnie naszło, więc oczekujcie tylko ode mnie rozdziałów! I chciałabym pozdrowić mojego pierwszego obserwatora :) I dedykować jej ten rozdział, pozdrawiam Tenshi ^^.

/J.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz