piątek, 17 lipca 2015

Rozdział siódmy cz.2

- Niee, dzisiaj nie.. - odpowiedział z ironicznym uśmieszkiem - może zaproponowałabyś mi coś do picia?
- Chcesz coś do picia, małpo? - powiedziałam.
- Tak chcę, planktonie.
Po tych słowach spojrzałam na niego z gniewną miną, ale odpuściłam. Skoro chce grać w moją grę, to zagrajmy...

~*~

Opuściłam salon i poszłam do kuchni. Z szafki kuchennej wyciągnęłam dwa kubki. Nalałam do nich soku wieloowocowego. Jak już wróciłam czerwonowłosego już nie było. No cóż, typowe. A zwłaszcza dla niego. Wypiłam dwie szklanki soku i powędrowałam na górę do mojego pokoju. Usiadłam i w spokoju przetrawiłam wszystko co się dzisiaj zdarzyło. Kastiel mnie przeprosił, pocałowałam Lysandra, Kastiel mnie pocałował. To było dla mnie zbyt dużo jak na jeden dzień. Zachowania czerwonowłosego wprawiały mnie w obłęd, ale również wiedziałam, że nie są szczere. Bynajmniej próbowałam tak twierdzić. Chciałam wierzyć, że jednak chociaż trochę mu się podobam. Ale nie wniknę do jego pustej główki i nie zobaczę co on tam ma. Czy cokolwiek tam ma. Było mi cholernie przykro. Postanowiłam, że wezmę sobie znowu relaksującą kąpiel i odpocznę. Zdjęłam ubrania i wrzuciłam je do kosza na brudne ubrania. Rozpuściłam włosy i zanurzyłam się w gorącej wodzie. Włączyłam sobie piosenkę i wsłuchiwałam się w nią. Odetchnęłam z ulgą, że to koniec tego męczącego dnia. Siedziałam tam z dobrą godzinę, oceniając stan mojej skóry. Była pomarszczona jak suszona śliwka. Ubrałam się w jednoczęściową piżamę i zeszłam na dół. Włączyłam telewizor i nagle usłyszałam, że ktoś próbuję otworzyć drzwi. Momentalnie wyłączyłam światło oraz telewizor i złapałam kij bejsbolowy, który ciocia podarowała mi, gdyby w razie co. Podeszłam do drzwi i czekałam aż włamywacz wejdzie. Otworzyły się drzwi, a ja w panice trzymałam ten kij jak głupia i czekałam aż się pokaże. 
- Cześć koch... - powiedziała... ciocia? - Boże, kochany! Tak się ze mną witasz?
- Przepraszam! O boże! Nie wiedziałam, że to ty! - powiedziałam z przerażoną miną - Jezu, przepraszam ciociu!
- Nic się nie stało, skarbie. Fajna piżama.
- Co? O tak. Dzięki. Może zrobię Ci coś do jedzenia?
- Dobrze, dziękuje.
- A czego moja kochana ciocia sobie życzy?
- Mam ochotę na spaghetti.
- Jasne jak słońce. Wreszcie będę mogła ci poopowiadać troszkę.
- Tylko nie za dużo, bo nie przyswoję wszystkich informacji na raz.
- Okej.
Skierowałam się do kuchni i wyciągnęłam wszystkie potrzebne składniki. Zaczęłam cioci opowiadać co się działo w mieście kiedy jej nie było. Oczywiście pominęłam to, że nocowało u mnie dwóch chłopaków. Zatłukłaby mnie. Na szczęście nie mam tak długiego języka tak jak Rozalia. Chociaż czasami chciałabym powiedzieć coś, czego nie chciałam. Ciocia przyglądała mi się z zaciekawieniem na twarzy. Wzięłam do ręki szklankę z wodą i zaczęłam pić.
- Może opowiesz mi o męskiej części twojego liceum? - na te słowa zaczęłam się krztusić. - No co? Powiedz.. Są jacyś przystojni chłopcy?
- Ciociu błagam cię.. Dobra chcesz odpowiedzi? - zapytałam a raczej stwierdziłam - Tak są. Ale traktuję ich jako przyjaciół.
- Mhm, rozumiem...
- No co? Odpowiedziałam Ci na to pytanie. Aaa.. Teraz ja mam do Ciebie pytanie, a raczej stwierdzę fakt.
- Słucham?
- Simon przyjeżdża.
- Dobrze, nie ma sprawy. Przygotowałaś mu pokój?
- Jutro się tym zajmę po szkole.
- Okej. Teraz zajmij się jedzeniem, bo mój żołądek nie wytrzyma i zacznie śpiewać serenady dla nas.
- Jasne, jasne. Już kończę.
Nałożyłam cioci jedzenie i odwróciłam się, aby jej podać. Nagle zobaczyłam, że koło schodów stoi Kastiel. Zaczął się głupio do mnie szczerzyć. No tak. Zapomniałam, że ubrałam tą śmieszną piżamę. No uznałam, że mam przejebane. Po pierwsze Kastiel mnie widzi w tej idiotycznej piżamie, a po drugie nie wyszedł z domu. W duchu przeklinałam tego idiotę, że jutro go zabiję. Wtedy go wskrzeszę i znowu zabiję. Czy tylko ja mam takiego pecha?! Przyszedł mi na myśl jeden pomysł. 
- Ciociu? A może zjesz na dworze? Dzisiaj jest taki ładny wieczór - ciągnęłam wierząc w cuda.
- Masz rację, zjem dzisiaj na dworzu - powiedziała, na co ja westchnęłam z ulgą.
- Chodź będzie szybciej jeśli wejdziemy drzwiami z kuchni.
- Dobrze, chodźmy.
Ciocia wstała od stołu, wzięła jeszcze gorące spaghetti i wyszła na taras.
- Wiesz co ja jeszcze pójdę do toalety i zaraz wrócę do ciebie, dobrze?
- Dobrze, słoneczko - uśmiechnęła się do mnie i zaczęła zajadać.
Zamknęłam drzwi od tarasu i zaczęłam iść wściekła w jego stronę.
- Co ty tu kurwa jeszcze robisz?! - zapytałam cicho, ale jednak chciałam krzyczeć, a raczej wrzeszczeć - Przecież poszedłeś sobie!
- Nie poszedłem, bo się nie pożegnałem. Chciałem iść, ale jak zobaczyłem cię w tej uroczej, a raczej śmiesznej piżamce to nie mogłem się powstrzymać - powiedział to zwijając się ze śmiechu.
- Dobra, teraz wynocha. Bo jak cie moja ciocia zobaczy, zabije mnie. A raczej nas. A z resztą dla ciebie to nie ma znaczenia.
- Jak to?
- Bo i tak cię jutro uduszę. Teraz nie mam czasu, więc na razie.
- Papa, krówko.
- Papa, małpko.
Westchnęłam z ulgą i zamknęłam za sobą drzwi. Podeszłam do drzwi kuchennych prowadzących na taras i otworzyłam je. Zobaczyłam tam piękną blondynkę o złotych oczach, czyli moją ciocię.
- Już jestem - powiedziałam uśmiechając się do niej.
- Dobrze, to opowiadaj dalej...
Zaczęłam opowiadać jej o nauczycielach, dyrektorce i o co ciocia najbardziej prosiła, o chłopakach. Opowiedziałam jej o Lysandrze, Natanielu, Arminie, Alexy'm oraz tym nieszczęsnym Kastielu. Kiedy skończyłam, postanowiłam, że wreszcie porządnie odpocznę. Przeprosiłam ciocię i poszłam na górę. Wskoczyłam na łóżko i odetchnęłam z ulgą.


- Nareszcie koniec tego cholernego dnia...

-------

No.. To skończyłam! Rozdział siódmy już za nami! A raczej za mną, hyhy.
Dzisiaj się działo, oj działo. Wszystko pisałam na spontanie, więc jak to skończyłam byłam w niezłym szoku bo na prawdę mi wyszło. Bal zimowy powinien być za dwa najwyżej trzy rozdziały. To tyle, a i zrobię ankietę na temat którego chłopaka wolicie.

/J.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz